Twarze depresji

Jesteś rozdrażniona? Źle śpisz? Masz wrażenie, że cały świat runął ci na głowę? Zastanawiasz się, co się dzieje. Może to stres albo menopauza? A może, jak co dziesiąta osoba w Polsce, chorujesz na depresję.

Najczęściej wpisywanym przez Polaków słowem na portalu znanylekarz.pl jest „depresja” – choroby psychiczne to aż 20 proc. wszystkich wyszukiwań. Ta informacja jest przerażająca, ale zgadza się z danymi prezentowanymi przez Światową Organizację Zdrowia (WHO): aż 350 mln ludzi na świecie choruje na depresję. W Polsce zmaga się z nią 10 proc. populacji. Prognozy WHO wskazują, że do 2030 r. depresja będzie najczęściej występującym zaburzeniem na świecie. Psychologowie ostrzegają, psychiatrzy edukują, filozofowie mówią o niej w kontekście narcystycznej mody – czy mamy epidemię depresji?

Jesteśmy narażeni na depresję dziesięć razy bardziej od naszych dziadków. Co się właściwie z nami dzieje?

Sławomir Murawiec: Najbardziej wyrazistą cechą rzeczywistości, w której żyjemy, jest fundamentalna niepewność. Jeszcze 20, 30 lat temu mieliśmy stałą pracę, nierzadko jedną przez całe życie. Jednego partnera. Dzieci nie wyjeżdżały na koniec świata, żeby studiować. Dziś nic nie jest pewne, wszystko łatwo można stracić. A trudno czuć się bezpiecznie w świecie, w którym nic nie jest stałe.
Agata Komorowska: Poza tym pędzimy za ideałem, pod każdym względem chcemy być perfekcyjni. Widzimy w mediach, jak powinna wyglądać idealna rodzina, perfekcyjna pani domu, doskonała matka i pracownica. Obserwujemy to też na portalach społecznościowych – nie pokazujemy przecież gorszych momentów ze swojego życia.
Magdalena Nowicka: Do tego nie potrafimy odpoczywać. Nasz tryb życia powoduje, że nie słuchamy sygnałów, które wysyła nam nasze ciało, ignorujemy je, zagłuszamy. Tymczasem depresja jest reakcją adaptacyjną zmuszającą człowieka do tego, żeby się zatrzymał, wycofał z aktywności.
Anna Morawska-Borowiec: Daliśmy sobie przyzwolenie na to, żeby o tej chorobie mówić, nie wstydzić się jej.

Wiemy już, że depresja jest chorobą, którą trzeba leczyć. Kobiety chorują dwukrotnie częściej niż mężczyźni. Dlaczego?

Magdalena Nowicka: Depresja jest dwukrotnie częściej u nich diagnozowana, bo jest większe przyzwolenie na depresję u kobiet, a w związku z tym też większa gotowość do leczenia. No i odwaga, żeby o niej mówić. Poza tym istnieją liczne uwarunkowania: temperamentalne, osobowościowe, kulturowe – kobiety przeżywają emocje intensywniej i je okazują. To jest oczywiście związane w pewnym stopniu ze stereotypem męskości, ale on także na szczęście powoli się zmienia.

Agata Komorowska: Coraz częściej kobiety budzą się w wieku 40, 50 lat i nie mają pojęcia, kim są, co lubią. Cały czas zajmowały się rodziną, pracą, sprawami innych, siebie gubiąc po drodze. Kiedy dzieci wychodzą z domu, partner odchodzi albo one decydują się go opuścić, zaczynają rozumieć, że żyją w zupełnie innych czasach niż te, w których dorastały. Wcześniej myślały według wyuczonych, bardzo konkretnych wzorców: jeden mąż, jedno mieszkanie, jedna praca – teraz orientują się, że to nie działa, nie ma racji bytu. Obserwują dorastające dzieci, a jednocześnie pamiętają zupełnie inne życie swoich rodziców. Jeszcze nigdy nie było chyba takiej przepaści między wartościami wpajanymi w dzieciństwie a tym, czego doświadczamy jako dojrzałe kobiety. Dowiadujemy się, że nie wolno krzyczeć na dzieci, a przecież nie znamy innych technik. Że mąż powinien nas szanować i pomagać w domu, tymczasem nasz ojciec nigdy tego nie robił. Okazuje się, że wcale nie musimy kontynuować pracy w zawodzie – możemy wrócić do naszych talentów i zająć się czymś, co naprawdę nas ciekawi. To jest totalna rewolucja. Przez nią, albo dzięki niej, zastanawiamy się, czego chcemy. Niestety zdarza się, że serce chce w prawo, a rozum każe w lewo, bo szkoda to wszystko zaprzepaścić. I przepis na depresję gotowy.
Anna Morawska-Borowiec: Dojrzałe kobiety często też zajmują się chorymi rodzicami – przejmują niejako rolę opiekuna. Wszystkie uczucia inwestują w innych, same nie bardzo potrafią brać. Do tego dochodzi menopauza, hormonalna burza. I brak nadziei, że kiedykolwiek cokolwiek się zmieni. Jednak trzeba pamiętać, że depresja ma twarz milionów ludzi, nie tylko kobiet. Ta choroba jest bardzo demokratyczna, nie zależy od płci, wieku ani statusu społecznego. Na depresję może zachorować każdy: gwiazda telewizyjna, kasjerka, mężczyzna żyjący na wsi, pracoholik i bezrobotny w dużym mieście.

Co powoduje, że jedni na nią zapadają, a inni nie?

Magdalena Nowicka: Mnóstwo czynników, zarówno biologicznych, jak i społecznych. Doświadczenie, rodzaj wrażliwości. To, co nas spotkało w dzieciństwie i jakie mamy relacje w dorosłym życiu. Właściwie to nigdy nie jest jeden czynnik, tylko bardzo rozbudowany zbiór – uwarunkowania genetyczne muszą się spotkać z odpowiednimi okolicznościami. Pod słowem „depresja” kryje się zwykle mnóstwo różnych doświadczeń egzystencjalnych.
Sławomir Murawiec: Jest wiele rodzajów depresji. Szczególnej uwagi wymaga ta cywilizacyjna, wynikająca z warunków, w których żyjemy, z permanentnego stresu. Często idzie w parze z cukrzycą, otyłością, chorobami serca. W tej chwili badania mówią, że stres dotyczy nie tylko naszej głowy, ale także całego ciała, indukuje coś, co nazywamy stanem zapalnym. Przy tej postaci depresji negatywne postrzeganie rzeczywistości, nawet sam sposób interpretowania jej, powoduje stan zapalny organizmu. Inny, nierzadki rodzaj, to depresja, która pojawia się po traumatycznym wydarzeniu: rozstaniu, utracie pracy, śmierci bliskiej osoby. To może być też utrata symboliczna, na przykład jakiegoś fragmentu wizerunku siebie, ideału, który nagle runął. Zgłaszają się do mnie kobiety, które całe życie poświęciły pracy, nie założyły rodziny i nagle po czterdziestce zostają zwolnione przez korporację. Albo takie, których mąż zdecydował się odejść.
Magdalena Nowicka: Inna klasyfikacja to depresja endogenna i egzogenna – ta pierwsza jest spowodowana czynnikami biologicznymi, bez wyraźnej przyczyny zewnętrznej. A ta druga to reakcja na to, co się dzieje. Depresja bywa konsekwencją poważnych chorób somatycznych, czyli najpierw jest przykładowo nowotwór, a potem zaburzenia nastroju. No i depresja sezonowa, która zaczyna się jesienią, a kończy wiosną i dotyczy wielu Polaków.

A depresja maskowana?

Sławomir Murawiec: Tego pojęcia nie ma w oficjalnej klasyfikacji psychiatrycznej, ale coraz częściej się zdarza, że depresja przybiera maski i przebiega pod różnymi postaciami. Pacjent na przykład nie może spać – zasypia normalnie, ale budzi się około trzeciej, czwartej rano i potem się męczy. Są też maski bólowe, m.in. kardiologiczne lub gastrologiczne: pacjent chodzi od lekarza do lekarza, przebadał już wszystko i dopiero jak wypróbuje wszystkie leki, ląduje u psychiatry, gdzie dowiaduje się, że ma depresję.

Czyli ciało mówi nam wcześniej, co się dzieje.

Sławomir Murawiec: Depresja to stan ogólnoustrojowy, obejmuje całe ciało. Ostatnio mówi się o osi jelita-mózg, czyli depresja może pójść z góry na dół: z głowy do jelit, ale może też zacząć się w brzuchu.

A jakie zwykle są pierwsze symptomy? Kiedy możemy mieć pewność, że chorujemy?

Magdalena Nowicka: Sami nie powinniśmy się diagnozować, tylko obserwować. Klasyczne objawy depresji to obniżenie nastroju, które trwa przynajmniej dwa tygodnie i charakteryzuje się wahaniami, przede wszystkim dobowymi: rano nasz nastrój jest wyraźnie gorszy, ale poprawia się w ciągu dnia. Inne to zaburzenia snu, spadek apetytu, utrata wagi.
Anna Morawska-Borowiec: Typowe jest także wycofywanie się z kontaktów międzyludzkich, zawieszanie relacji, unikanie spotkań. W skrajnych przypadkach, przed próbą samobójczą, chorzy na depresję zaczynają się symbolicznie żegnać z bliskimi, powoli rozdają swoje rzeczy.
Sławomir Murawiec: W kryteriach diagnostycznych ich nie ma, ale czasem pojawiają się też nietypowe objawy, na przykład złość. Nagle mamy bardzo cienką psychiczną skórę. Drobne rzeczy zaczynają wkurzać: dzieci, które do tej pory nie wkurzały. Mąż, który wkurzał, ale teraz bardziej.
Agata Komorowska: Z depresją nie jest tak jak z anginą – że coś po prostu zaczyna boleć. To narasta, nierzadko latami. Im dłużej ją wypieramy, tym częściej wraca ze zdwojoną siłą. U mnie ta choroba nie wynikała z żadnego konkretnego powodu, bo miałam wszystko: wspaniałą rodzinę, dom, pracę, pieniądze. Osiągnęłam pewien status, wiedziałam, że powinnam się nim cieszyć. Tymczasem płakałam codziennie w samochodzie w drodze do pracy i zastanawiałam się dlaczego. Ale ignorowałam to, nie przyjmowałam do wiadomości. Aż pewnego dnia wszystko bolało mnie tak, że nie pomagały żadne leki – oczy, głowa, biodro, kręgosłup, wszystko. Miałam 40 lat i nie mogłam chodzić. Codziennie rano brałam silne leki przeciwbólowe, zapijałam je kawą i jechałam dalej. Do momentu, aż mój organizm się poddał. I powiedział: ja dalej nie jadę. Wylądowałam na kardiologii. Musiałam sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chcę żyć.
Sławomir Murawiec: Depresja to choroba paradoksów: nierzadko chorują na nią osoby perfekcjonistyczne, bardzo silne. Czasami, żeby odpuścić kontrolę, muszą dojść do skrajnego poczucia umierania. Kobiety często myślą, że same zrobią wszystko najlepiej. I najszybciej. Za jakiś czas okazuje się, że partner jest kompletnie wyłączony ze wszystkich działań w domu, więc znajduje inną kobietę. Dla niej będzie męski, sprawczy, bo ona widzi go w kategoriach człowieka, który naprawdę jest jej potrzebny. A taka dzielna pani, odpowiedzialna, perfekcyjna do bólu i wszystko kontrolująca, nagle zostaje sama i niesłychanie się temu dziwi: dlaczego, skoro wszystko robiłam? No właśnie dlatego! Oczywiście generalizuję, mówię o pewnej pułapce, bo na depresję zapadają często osoby odpowiedzialne, zadaniowe, silne.

O tej chorobie nie można myśleć schematami: Coraz częściej dotyka silne osoby, które mają problem z przyjmowaniem leków.

Sławomir Murawiec: Takie osoby nie chcą leków, bo nie mogą kontrolować ich działania. Są w stanie przyjąć wyłącznie opcję leczenia, którą mogą jakoś okiełznać, a nawet nią kierować. Bo jeśli ja kontroluję swoje życie na co dzień, to teraz nie mogę nagle wziąć czegoś, co zmieni moje samopoczucie i zachowanie. Pacjenci często rezygnują z leku wtedy, kiedy zaczyna im pomagać. Dlatego że nie mają nad tym kontroli. Ciekawe ponadto, iż współczynnik działań ubocznych przy placebo jest prawie taki sam jak przy lekach: niemal 50 proc., więc wszelkie objawy mogą wynikać zarówno z leku, jak i z konfliktu wewnętrznego pacjenta.
Magdalena Nowicka: Ludzie się bardzo różnią, w związku z tym nie ma jednego panaceum. Są tacy, u których wystarczy sama psychoterapia, i tacy, którym pomogą wyłącznie leki. W tej kwestii nie można generalizować. To jest do oceny specjalisty.

A czy depresja może minąć sama?

Sławomir Murawiec: Psychiatrycznie rzecz ujmując, depresja jest epizodem, więc tak, ale skutki życiowe mogą być opłakane. Lepiej szukać pomocy.

Wizyta u psychiatry wciąż jest tabu.

Sławomir Murawiec: Filmy takie jak „Lot nad kukułczym gniazdem”, nawet jeśli wybitne, nie pomogły nam. Ten tytuł jest akurat o totalitaryzmie, ale ludzie często zapamiętują i rozumieją pierwszą warstwę. My oczywiście próbujemy edukować, bo z jednej strony mamy coraz lepsze akcje społeczne, które odczarowują depresję, a z drugiej negatywne skojarzenia z psychiatrami. Potencjalny pacjent zostaje więc w próżni i myśli: OK, mam depresję, ale leków nie wezmę, bo psychiatra jest straszny. Oczywiście nie jest. A leki, którymi dysponujemy, są bardzo skuteczne.
Agata Komorowska: Albert Einstein powiedział, że szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów. Więc jeśli wyleczymy symptomy za pomocą leków, ale wciąż będziemy w tej samej sytuacji życiowej, to tak, jakbyśmy leczyli zapalenie płuc, biegając nago po śniegu. Różne metody się uzupełniają. Ja pierwszy epizod depresyjny miałam po trzydziestce. Poszłam do terapeuty tylko dlatego, że był blisko mojej pracy, wyskoczyłam do niego w porze lunchu i powiedziałam, żeby dał mi jakieś pigułki, bo chciałam się ogarnąć. Nie byłam gotowa na zmiany. Oczywiście on mi ich nie dał, tylko przeprowadził krótką terapię, po której poczułam się wzmocniona, ale parę lat później obudziłam się w pełnowymiarowej depresji. Poległam na wszystkich frontach. Dlatego myślę, że oprócz leków terapia często jest konieczna.
Sławomir Murawiec: Leki wyciągają z dołka, ale drugi etap wychodzenia z depresji należy do pacjenta.

Można się przed nią chronić?

Anna Morawska-Borowiec: Można chronić się przed tym, co permanentnie obniża nasz nastrój. Jeśli jesteśmy w relacji, która nas głęboko unieszczęśliwia, albo mamy pracę, która wpędza nas w ogromny stres, zmieńmy je. Boimy się zmian, a one często są podstawą do tego, żeby zamknąć dramat, wyjść z depresji. Ważne też, by szukać towarzystwa przyjaznych nam ludzi. Dbać o głębokie więzi, które nas napędzają i są oparciem w trudnych sytuacjach. Bo to one pozwalają przeżyć smutek bez wpadania w depresję. Ludzie, którzy to robią, lepiej radzą sobie z kryzysami.

Jak pomóc bliskiej osobie z depresją?

Magdalena Nowicka: Na pewno nie mówić: „Weź się w garść” ani „Będzie dobrze, poradzisz sobie”. Takie słowa nie tylko nie pomogą, ale mogą wręcz nasilić depresję. Lepiej zapytać, jak pomóc, namawiać na wizytę u specjalisty. I starać się zrozumieć, że depresja to choroba, która wyłącza z funkcjonowania, więc nasz bliski nie w każdej chwili może wstać i zacząć coś robić. Czyli empatia, wyrozumiałość i gotowość do pomocy.
Anna Morawska-Borowiec: Ludzie, którzy chorują, myślą, że w ich życiu już zawsze będzie okropnie. I że zawsze tak było. Nie widzą nic dobrego, nikogo nie kochają – łącznie ze sobą. Uczucia chorego są zamrożone. Rolą bliskich jest dawanie i pokazywanie miłości, akceptacji, wsparcia. Czasu, żeby spokojnie mógł dojść do siebie. I przywracanie dobrych wspomnień – warto na przykład siąść z albumem i pokazać na fotogrfiach wspólne dobre, wesołe chwile. Opowiadając o nich, przebijać się przez tę czarną ścianę, za którą jest chory. Powiedzieć: „Rozumiem, że jesteś chory, masz prawo gorzej się czuć”. Pokazywać subtelnie, że ma dla kogo żyć. Że nie zawsze było źle. I na pewno nie musi być. Dlatego warto iść do specjalisty.
Sławomir Murawiec: Rodziny chorych często mają kłopot, bo czują, że koniecznie muszą coś zrobić. Tymczasem sama obecność jest ważna. Bliskość. Nie zawsze trzeba mówić coś stymulującego. Najważniejsze, że depresja jest zaburzeniem, które można wyleczyć, oczywiście jeśli się ją leczy.
Agata Komorowska: Zwłaszcza gdy pamięta się o tym, żeby leki szły w parze z terapią. Każda zmiana musi iść od środka. Bo mogę wymienić męża, pracę, dom, ale jeśli funkcjonuję w ten sam sposób, to za chwilę znajdę takiego samego męża…
Sławomir Murawiec: Albo innego, ale powtórzę z nim to samo.
Agata Komorowska: Dlatego zmiana scenografii nie pomoże, jeśli nie idzie za nią zmiana myślenia.

Źródło: PANI, wrzesień 2018
Tekst: Marta Szarejko

Moją misją jest szerzenie wiedzy na tematy, których sama doświadczyłam, w tym depresji i tego jak się przed nią uchronić i jak sobie z nią poradzić . Moim największym marzeniem jest by ta wiedza była dostępna dla każdego, bez względu na możliwości finansowe. Dlatego jeśli Ty lub Twoja firma chce zostać patronem któregoś z przygotowanych przeze mnie szkoleń, proszę o kontakt.  Listę szkoleń znajdziesz tutaj.

Książka Depresjologia jest do nabycia w dobrych księgarniach, również przez internet, np w Empiku.

Zapraszam do grupy wsparcia na FB o takiej samej nazwie jak tytuł książki:
https://agatakomorowska.pl/www.facebook.com/groups/depresjologia/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.