To historia bardzo wielu kobiet. Brniemy w życie wiedząc, że jest coraz gorzej, a jednocześnie nie mając siły i odwagi cokolwiek zmienić. Po latach budzimy się ze zdumieniem w miejscu, w którym nigdy nie chciałyśmy być. Nieszczęśliwe, bezsilne, skopane przez życie… Jak z tego wyjść?
“Mam 47 lat i wiem już, że jestem nikim. Może zacznę od początku. Jako dziecko zawsze same w szkole nie mające kolegów ani koleżanek, sama w ławce bo nikt nie chciał ze mną siedzieć, odizolowana od innych a przecież chciałam należeć do grupy. Byłam cichutka i miła i bezbronna i odpychano mnie i byłam takie biedne samotne dziecko. Przezywano mnie chuda. To były straszne lata. Dzieci potrafią być okrutne. W liceum też nie miałam nikogo ale też nie dokuczano mi. Nikogo nie obchodziłam, nauczyłam się już wtedy że jestem sama inna. Mając lat 19 poznałam mojego męża. Tak kochałam go, bo każde serce pragnie kochać, a ja wierzyłam w niego ufałam bezgranicznie, na chwilę byłam szczęśliwa. W latach 90.
W 1995 roku urodziłam syna. Już wtedy wiedziałam, że nie jestem w swoim małżeństwie spełniona. Mój mąż to dobry człowiek ale bezradny. Zmuszał mnie bym chodziła do opieki społecznej po zasiłki na wszystko, bo on albo chorował albo nie miał pracy i ciągle brak opieki z jego strony. Nie miałam poczucia bezpieczeństwa. Już wtedy powinnam była odejść ale bałam się co on zrobi, co ludzie powiedzą, no i moi rodzice, więc byłam. W końcu sprzedał swój rodzinny dom i przyszliśmy mieszkać do moich rodziców mając jakąś gotówkę, a ja dostałam działkę. Zbudowaliśmy dom, a właściwie to on bo ja jakoś zawsze stałam obok niego. Żyłam i nie żyłam, nie pomagałam mu, nie chciałam nic budować. Nie widziałam w tym sensu, ale milczałam. Miał i ma o to do mnie żal i pretensję.
Poszłam do pracy, on też. Wzięliśmy kredyt hipoteczny, nie chciano nam dać w złotówkach tylko we frankach. Przysięgam bałam się, nie wiedziałam. Pusty i niemądry człowiek był. Podpisałam umowę. Zamieszkaliśmy w nowym domu. Niby fajnie, dziecko się cieszyło, myślałam że w końcu będę bezpieczna, spokojna. No i zaczęło się. najpierw jego zwolnienia z pracy. Ta niedobra, tam za mało płacą, tam trzeba w delegację, a on przecież ma zatoki i oskrzela i katary i głowa go boli. Doszło do tego, że zatruł się lekami. Szpital. Niby udar wg niego, a lekarz mnie pytał się czy nadużywa leki. Myślałam, że padnę trupem. Nic mu nie było. Właściwie to siedział przez te wszystkie lata zimą w domu. To ja na dwa etaty harowałam z gorączką, z grypą, nawet teraz w obliczu epidemii. On na zwolnieniu, ja łykam leki i do pracy. Nienormalna jestem!!! Przeszłam dwa razy zapaść serca, mam depresję dwubiegunową, ale przecież mój mąż znalazł świetny kilka lat temu plan na życie. Jak nie ma na ratę to od czego są chwilówki. I zaczęło się. Najgorsze, że i mnie wciągnął, bo jak zwykle nic mu doradzić nie umiałam. I zostałam sama z tym, a ja jestem tymi telefonami zmęczona, przerażona. Co mam zrobić? Jak ja mogłam pozwolić dać się tak wkręcić nie pojmuję. Dokąd teraz pójść? Zamiast spokoju mam piekło. On wrzeszczy na mnie, że to moja wina, że nic mnie nie obchodziło, że mam wymagania jak królowa, że ciężko mu ze mną być. To prawda nie jestem łatwa w życiu, ale od tylu lat pracuję na 2 etatach. W domu trzeci, bo sprzątanie gotowanie, a on bezradny, głodny, zasmarkany, bo chory, niezrozumiały. Chcę wykrzyczeć: nie chcę mi się już z Tobą żyć, nie kocham Cię, nie jestem z Tobą szczęśliwa! i milczę, bo to tak jak bym kopała bezbronnego chorego psa i nie mogę. Każdy telefon, nieznany numer, mam stargane nerwy, mam piekło. Dlaczego piszę? Czy szukam pomocy? Już nie. Szukałam jeszcze niedawno w bankach, w instytucjach, w towarzystwach, w telefonie zaufania nawet u mojej pani doktor psychiatrii i wiecie co nikt nie pomoże, bo jak? Sama jak tego nie zrobię to nikt mi nie poradzi, bo każdy chce mieć święty spokój. Za głupotę i naiwność płacę ciężko. Winę sama ponoszę. Za mało być może kochałam, starałam się za mało. Byłam, jestem zodiakalnym koziorożcem. Wiem że muszę poradzić sobie sama. Mój mąż to strzelec, nie pasujemy do siebie. Nie daję już rady, nie. Oskarżam go i na obecną sytuację nie chcę udawać, że jest fajnie. Mam 47 lat i nigdy naprawdę nie byłam szczęśliwa. Nie wiem co to znaczy. Widać to ze mną jest coś nie tak…” ~ Beti
Droga Beti,
Czytając Twój list po raz pierwszy pomyślałam “No nie, przecież to oczywiste, że powinnaś była dawno już uciekać! Dlaczego tego nie robisz?!” A potem wczułam się w Twoją sytuację, przypomniałam sobie moje małżeństwo i zrozumiałam…
To co opisujesz w kilkudziesięciu zdaniach działo się na przestrzeni wielu lat. Kropelka po kropelce, kroczek po kroczku. A my, kobiety, silne i zaradne, zawsze znajdujemy sposób żeby usprawiedliwiać bliskich i brać na siebie odpowiedzialność za naprawianie szkód i tuszowanie prawdy. Bo rodzina, bo sąsiedzi, bo Ty sama przed sobą chcesz zdać ten egzamin. Unieść na swoich barkach ten krzyż, a nawet biegnąc z nim na plecach wygrać maraton życia, by na koniec stanąć na podium najgorliwszej męczennicy.
Kochana Beti, nie będę oceniała Ciebie, ani Twoich decyzji, bo niby kim ja jestem by to robić? Sama siebie oceniasz, a to jest chłosta jakiej nie zasądziłby nawet średniowieczny sędzia. Idziesz przez życie chłostając się po sercu za to co zrobiłaś, bądź nie zrobiłaś. Za to jaka jesteś i jaka być nie potrafisz. Skupiasz się na tym biczowaniu tak bardzo, że nie masz siły powiedzieć “dość!”. Popełniasz więc kolejne błędy, dając sobie kolejne powody do samobiczowania.
DOŚĆ!
Słusznie powiedziałaś: Jeśli Ty nic nie zrobisz, nic się nie zmieni. TYLKO TY MOŻESZ SOBIE POMÓC! Nikt nie weźmie Cię za fraka, nie zmusi do wysłania wniosku rozwodowego do sądu. Nikt nie jest w stanie spakować Cię wbrew Twojej woli i siłą wyprowadzić z domu, którego przecież i tak nie kochasz. Nic się nie zmieni, jeżeli TY czegoś nie zmienisz! Obwiniasz cały świat: szkołę, kolegów, koleżanki, męża, urzędników i robisz z siebie ofiarę. To jest TWOJA STREFA KOMFORTU.
Twoje problemy to powtarzający się schemat. Zaklęty krąg akcji i reakcji, konsekwentnie powtarzany wzorzec:
1. ROLA OFIARY – jestem taka biedna, samotna, sponiewierana przez życia, uratuj mnie! – Taka postawa zawsze przyciąga oprawców. Zawsze!
2. ZADOWOLONY OPRAWCA – On cię gnębi, a Ty na to: Zrobię wszystko byś przy mnie był. Możesz mnie katować, możesz chłostać i dręczyć, ale to moja wina, bo ja się nie starałam wystarczająco dużo.
3. JESTEM OFIARĄ – Tyle dla Ciebie zrobiłam, a Ty mi nie pomogłeś, wszystko zostawiłeś na mojej głowie! Jestem taka biedna, samotna, sponiewierana przez męża.
4. POSZUKIWANIE KOLEJNEGO OPRAWCY – Uratuj mnie urzędniku, bankierze, towarzyszu z towarzystwa! JESTEM TAKA BIEDNA, wszyscy wykorzystują i porzucają, a ja przecież tyle robię… Jestem chora, jestem wykończona, nie mam pieniędzy… NIKT MI NIE CHCE POMÓC! – To jest najlepszy moment na znalezienie KOLEJNEGO OPRAWCY: prawnika który zedrze z Ciebie ostatni grosz, kochanka który wyciągnie z tego związku a potem będzie się nad Tobą znęcał, pracodawcy który skorzysta ze zdesperowanej siły roboczej, a potem nie wypłaci pensji.
6. KOŁO SIĘ ZAMYKA – utwierdzasz się w roli ofiary i brniesz dalej przez życie powtarzając ten schemat.
Nikt nie wyciągnie Cię z roli ofiary za uszy. Z lubością obwiniasz wszystkich, piszesz, że mąż Cię zmuszał do brania chwilówek. Czy trzymał pistolet przy Twojej skroni? Czy też to była Twoja decyzja, Twój podpis, Twoja odpowiedzialność?
Jedyny sposób na rozwiązanie życiowych problemów, to WYJŚCIE Z ROLI OFIARY. Zamiast unikać odpowiedzialności za to do czego “zmusili” Cię INNI i przed czym “nie chcą uchronić Cię jeszcze INNI, bo im tak łatwiej”, zamiast kulić się, odwracać od problemu i biczować, wyprostuj się i powiedz DOŚĆ! A potem odwróć się o 180 stopni i wejdź w sam środek problemu. Z podniesioną głową wyjdź ze swoje koszmarnej strefy komfortu i zacznij iść. Wyjście poza nią wiąże się z lękiem, bo każda zmiana, nawet ze złego na dobre, wiąże się z lękiem. Kluczem do zmiany jest więc zrobienie pierwszego kroku, a potem kolejnego i jeszcze jednego pomimo lęku. I tak krok za krokiem, metodą małych kroków zaczniesz wychodzić z ciemności. Zacznij dzisiaj!
Żaden bank nie rozwiąże Twojego problemu, nie spłaci Twoich kredytów, nie umorzy ich, ale jeśli Ty zdecydujesz sobie pomóc, to jest szansa, że bank ustali z Tobą warunki spłaty, które będą dla Ciebie do udźwignięcia.
Żadne “towarzystwo” nie wyciągnie Cię siłą z toksycznego związku, ale zapewni Ci wsparcie jeśli TY zdecydujesz się odejść. Zaklęty krąg możesz przerwać tylko TY! To Twoje życie i to Ty decydujesz!
Jeśli to wszystko do tej pory przetrwałaś, to jesteś niezwykle silną i dzielną kobietą. Jesteś niewyobrażalnie zaradna i przedsiębiorcza. Zadbaj o siebie! Zaopiekuj się sobą! Ty też jesteś chora, Ty tracisz siły. Teraz czas na Ciebie! Jesteś teraz najważniejsza! Do tej pory faktycznie za mało kochałaś…SIEBIE.
Dasz radę! Maleńkimi kroczkami DASZ RADĘ! Jestem tego absolutnie pewna!
Jaki będzie Twój pierwszy krok?
Od czego zaczniesz Beti?
Czekam na Wasze maile: kontakt@agatakomorowska.pl
Książki, które mogą Ci pomóc: Depresjologia, Optymizm mimo wszystko, PANDEMIOLOGIA emocje w kryzysie.