Nie wiem dlaczego, ale wczoraj rano postanowiłam rejestrować wszystko co robię, punkt po punkcie. Przypadek? Może…a może nie. Doświadczyłam tego dnia wszystkiego od narodzin mojej książki pt DEPRESJOLOGIA siłami Edipresse w Empiku, aż po śmierć, o którą otarł się mój syn.
5:23 zwykle dzwoni budzik
Zaspałam, bo poprzedniej nocy na ślepo ustawiłam dzwonek na 6:23, czyli godzinę za późno. Na szczęście słońce się nie myli i obudziło mnie na czas. Uwielbiam, gdy rano jego promienie głaszczą mnie po twarzy. Czasem, kiedy dosypiam, przesuwam się po troszeczku podążając za plamą słońca na mojej poduszce.
6:00 wstaję
Nie ma zlituj, jeśli nie wstaniemy z Kryskiem o 6:00, to mamy problem, bo przed siódmą przyjeżdża jego autobus i musimy wyjść. Szykuję śniadanie do szkoły dla Kryska, karmię koty… No właśnie, gdzie są moje koty? Wieczorem ganiały się po kanapach, miauczały, a teraz żadnego nie ma…Dziwne. Podlewam kwiaty, puszczam pranie.
6:40 dzwoni przewóz
Codziennie 10 minut przed przyjazdem dostaję sygnał, że zaraz będzie autobus. Krys nie chciał wstać, umyć zębów, ani założyć butów, czyli dzień jak co dzień;) Za to chętnie idzie do drzwi wyjściowych. Tam się zacina i dalej ani rusz. Muszę go delikatnie przepchnąć przez próg, co przy stawiających opór 30 kg wcale nie jest już takie proste. Krzyczy kiedy schodzimy po schodach i wali pięścią w poręcz, ale do autobusu idzie już chętnie. Zacina się ponownie przed progiem. Wnoszę 30 kg na pokład. Kręgosłup trochę trzeszczy.

7:00 biegam
Biegnę do parku. Łzy spływają mi po policzkach. Cholera, nie wzięłam okularów. A niech płyną…fuck that. Każde uderzenie stopą o asfalt wyciska kolejne łzy. W parku robię kilka ćwiczeń na czerwono-żółtej siłowni. Łzy spływają. To nagromadzony od paru dni ból, smutek, frustracja, bezsilność – kiedyś trzeba je wylać, zrobić detoks serca i duszy. Jakiś facet łazi po trawie na bosaka, gapi się. Olewam. On z bosymi stopami jest tak samo dziwaczny jak ja z moimi łzami. Biegnę z powrotem do domu. Teraz to już nie są pojedyncze łzy. Moje oczy produkują ich całe strumienie. Ktoś po drodze mówi mi “dzień dobry”, uśmiecham się i biegnę dalej.
7:30 powitanie słońca
W domu zrzucam buty, zmieniam muzykę i staję na dywanie, by powitać słońce. Jestem rozgrzana, więc szybko mi idzie. Czuję złość, moc, siłę, energię. Kończę szlochając, ale to już inny płacz, oczyszczający, pełen mocy.
7:40 medytacja
Siadam na balkonie, zmieniam muzykę po raz kolejny i zaczynam oddychać. Łzy jeszcze przez chwilę płyną. Potem przestają. Skończyły się. Więcej już nie ma. Czuję spokój.
7:50 spisuję poranne doświadczenia
Rano postanowiłam, że będę robiła to krok po kroku, ale w pewnym momencie trzeba kilka takich kroków spisać, a to zajmuje czas. Pstrykam więc na komórce parę zdań.
8:00 budzę chłopców
Moi 15-latkowie nie chodzą już do szkoły. Obaj skończyli gimnazjum, więc mogą pospać. Prosili, by obudzić ich o 8:00. Obudziłam. Idę pod prysznic. Szykując się słucham audiobooka na Storytel. Już za miesiąc będę mogła słuchać tu mojej Depresjologii. Dzisiaj jednak kończę Damaged – historię Kathy Glass, kobiety, która samotnie wychowując własne dzieci jest również rodziną zastępczą dla bardzo poranionej i okrutnie skrzywdzonej dziewczynki. To historia również o mnie. Słucham, uczę się, czuję radość z powołania, którym zostałam obdarzona. Przeżywam jej emocje, nadzieje i frustracje jak swoje własne. Czyli jest nas więcej. Na całym świecie.
W międzyczasie odpowiadam na 3 pilne maile. Dopijam zimną kawę, którą zrobiłam przed wyjściem z Kryskiem. Nawet ją taką zimną lubię:)

8:30 niezaplanowana zmiana planu
Ada pokasłuje, a w niedzielę wyjeżdża na obóz. Musimy zrobić inhalacje, więc śniadanie zje w domu. Mój plan rozpoczęcia pracy o 9:00 właśnie szlag trafił. Trudno.
9:00 codzienny młyn
Otrzymuję zapytanie mailowe czy wezmę udział w audycji. Pilne. Telefon od wydawcy. Pilne. Mail z tekstem do akceptacji. Pilne. Biegam z mokrą głową, ale przynajmniej oczy pomalowane. Dobudzam Michała i Aleksa. Dosuszam włosy.
– Ada umyj zęby! – krzyczę z łazienki
– Myłam!
– Ale po inhalacji trzeba jeszcze raz!
Wychodzimy. Na szczęście przedszkole jest tuż za bramą osiedla. Mimo to mam już półtorej godziny w plecy w stosunku do pierwotnego planu dnia.
10:30 kotów nadal brak
Kosmici porwali moje koty. Wieczorem były, rano zniknęły. W nocy miałam otwarty balkon. Mieszkam na pierwszym piętrze i czasem zdarza się, że któryś uczy się latać. Jednak dwa na raz?! Tego jeszcze nie było… Jednego odnalazłam w krzakach pod balkonem, drugiego nadal nie ma. Brak zwłok pod balkonem napawa nadzieją.
11:30 dostaję małej zadyszki
Za godzinę muszę wyjść, a do tej pory gasiłam pożary i nie zrobiłam tego co zaplanowałam. Muszę przepisać kilka fragmentów książki pod audiobooka. Tak, będzie audiobook:) Przesłuchałam reportaż dla Radia Pryzmat, który będzie emitowany w czwartek o godz. 18 (www.radiopryzmat.pl). Reportaż został nagrany parę tygodni temu. Od 3 dni nie mam czasu go odsłuchać. To całe 17 minut – składałam w tym czasie pranie.
Kota nr 2 nadal brak:(

12:15 lunch
Muszę coś zjeść. Otwieram lodówkę i znajduję kilka wczorajszych szparagów. Mniam! Będą jajka sadzone na szparagach. Szybko, smacznie, zdrowo:)

13-14:30 spotkanie w WCPR
Jajka sadzone robią się krótko. Zdążyłam zjeść, przypudrować nos i wyjść na tyle wcześnie, by bez pośpiechu zdążyć na “zespół” w siedzibie WCPR. To “copółroczne” spotkanie, na którym omawia się sytuację dziecka znajdującego się w pieczy zastępczej. Na spotkaniu jest psycholog szkolny, mój nowy opiekun z WCPR (każda rodzina zastępcza ma swojego) i moja opiekunka z PORTu (wsparcie psychologiczne i emocjonalne dla rodzica zastępczego). Omawiamy sytuację M, jego postępy i potrzeby, wspólnie podejmujemy kluczowe dla jego przyszłości decyzje. Jestem zobowiązana raportować jego stan emocjonalny, zdrowotny, planowane leczenie i wyjazdy. Jestem nie tylko jego rodzicem zastępczym, ale instytucją, powołaną do opieki nad powierzonym mi dzieckiem. Było troszkę burzliwie, emocjonalnie, ale poszło dobrze. Mój kolejny raport we wrześniu, bezpośrednio do sądu rodzinnego.

14:55 odbieram Kryska ze szkoły
Uwielbiam patrzeć jak uśmiech rozjaśnia jego buzię, gdy widzi mnie czekającą na ławce w holu jego szkoły, a on prowadzony za rączkę schodzi po schodach. Zawsze tak pięknie się przytula. Krys się przebiera, a ja w tym czasie odpowiadam na kilka ważnych maili.

15:17 Depresjologia przychodzi na świat!
Jadę samochodem, komórka siedzi grzecznie w uchwycie przytwierdzonym do przedniej szyby. Otrzymuję wiadomość od mojego wydawcy. Depresjologia jest już w Empiku w przedsprzedaży! Nie spodziewałam się tego dzisiaj! Nie wiedziałam, że to już! Przyszła na świat siłami wydawnictwa Edipresse, mierzy 255 stron:) No i znowu łzy. Tym razem radości.
15:50 post na FB
Krystian przysnął w samochodzie. Mam 10 minut zanim będę musiała odebrać Adę z przedszkola. Dzielę się moją radością na FB. Sama w to nie wierzę. Jak to się stało? Czyli, że moja książka będzie w Empiku?! Czyli, że już można ją zamawiać… Łał!!!

16:00 odbieram Adę z przedszkola
Jedziemy na konie. Świeci słońce. Komórka zaczyna szaleć. Jest tak pięknie! Okazuje się, że wkleiłam link z telefonu czyli do Empiku w wersji mobilnej. Trzeba zmienić.

16:30 jazda konna
Edytuję wpis, odpowiadam na komentarze, wymieniam maile. Dzieciaki bawią się w stadninie, cieszą, biegają. Ada ma tam koleżankę, Krys ściga się z koniem.
19:30 wracamy do domu
Pochłaniają mnie porządkowe sprawy domowe. Odgruzować, przygotować, ogarnąć, uprzątnąć. Krystian pomaga, ogląda bajkę, Ada szaleje na podwórku.
19:45 dzwoni domofon
To Ady koleżanka alarmuje, że chłopcy na podwórku dokuczają Adzie. Domofon odebrał Aleks. Jedno słowo do Michała, chłopaki wrzucają na nogi buty i ekipa ratunkowa rusza na podwórko. Dwaj rośli bracia w czerni wychodzą zrobić porządek ze smarkaczami.
– Tylko bez rozlewu krwi poproszę – rzucam za nimi, ale drzwi się już zamknęły. Wracają z dumną Adą na rękach. Ja jestem dumna z nich.
20:00 kolacja
Na kolację zrobiłam piersi kurczaka z grilla, sałatkę i Pat Thai’a, którego nauczyłam się w Słowenii. Wszyscy siadamy do stołu. Nagle Krystian dławi się kurczakiem, nie może oddychać. Gdy miał 2 lata prawie umarł. Zrobiłam wtedy kurs pierwszej pomocy. Błyskawicznie ściągam go z krzesła i próbuję przerzucić przez kolano ale on walczy, bo nie może oddychać. Jest dla mnie zbyt silny, za ciężki. Chłopaki stoją i nie wiedzą co robić. Krzyczę żeby mi pomogli przełożyć go przez kolano. Walę go w plecy, kurczak wypada. Krys łapie powietrze i płacze, tuli się do mnie, a ja do niego. Bracia w szoku. Czerwone wybroczyny znaczą całą buzię Krystianka. Przez parę dni będzie miał pamiątkę.
Krys siada na chwilę do bajki, musi odreagować, ja kończę kolację. Przez chwilę robi mi się słabo, ale to normalna reakcja po takiej akcji. Krys wraca do stołu, bo nadal jest głodny, ale tym razem kurczaka kroję na miazgę.
Życie wraca do normy.
20:30 Aleks i Michał szykują się do wyjścia
Nocują u kolegi. Ada biega po podwórku. Mamy umowę, że wraca jak lampy na osiedlu się zapalą, czyli o 21:00. Dostała zegarek alarmowy, taki, z którego może zadzwonić na telefon alarmowy (mama i tata). Cieszy się. Dzwoni co 5 minut. Mam teraz szczegółowy raport odnośnie położenia nielubianych chłopców. Potem info, że już bawią się razem. Interwencja starszych braci wyrównała siły na podwórku. Teraz potencjalni napastnicy wiedzą, że za małą blondyneczką stoi dwóch starszych braci, o bardzo groźnych twarzach. Zawsze marzyłam żeby mieć starszych barci. Mam dwóch młodszych:)
Krystian szykuje się do snu. Kota nr 2 nadal brak.

21:00 Krys idzie spać
Krystian chodzi spać najwcześniej, bo jutro o 6:00 znowu pobudka. Jest uśmiechnięty, ciągnie mnie za rękę żebym z nim usiadła. – Z mamą – powtarza. Przytula się i czytamy Harrego Pottera. Mój mały Harry siedzi obok, wtulony. Piegowaty jak strusie jajo od wybroczyn. Robimy sobie fotkę. Pokazujemy śmierci język. Niech wie, że tak łatwo z nami nie pójdzie.
22:00 dobranoc
Krystian usypia, Ada kończy inhalacje i czeka na swój cowieczorny masaż. Wraca Michał z zakupami, o które prosiłam chłopców, gdy wychodzili. Przysiada na łóżku i zaczynamy rozmawiać. O wszystkim. O tym co było, co jest i co będzie. Koledzy na podwórku na niego czekają, dzwoniąc co chwilę to na jego telefon, to na mój. Ale ta chwila jest dla nas ważna.
Michał wychodzi, a w drzwiach staje Ada. – Ja czekam na masaż. – Już kochanie, przepraszam. Idę do Ady, masuję jej plecy, nogi. Rozmawiamy o tym, że odkąd robimy te masaże, Ada już wieczorami nie płacze. Przestała wpadać w histerię. Razem śmiejemy się z tego, że jeszcze parę miesięcy temu sąsiad z dołu pukał do naszych drzwi, żeby sprawdzić co to za wrzaski. Ada martwi się o jej kotka, którego niestety nadal nie ma.
22:30 sprzątanie
Ada i Krystian śpią. Michał i Aleks są u kolegi. W domu cisza. Samotny kot ociera się o moje stopy. Pewnie tęskni za swoją towarzyszką. Rozglądam się po domu. Obraz jak po bombie. Zaczynam sprzątać. To mnie wycisza, uspokaja. Sporo tego. Robię kolejne pranie. Siadam do komputera, sortuję fotki, piszę. Chcę umieścić ten wpis na blogu jeszcze dzisiaj, ale oczy same się zamykają.
1:30 epilog
Dzisiaj zrobiłam tyle ile mogłam. Drugie tyle nadal czeka w kolejce. W tym ten wpis. Wypuszczę go jutro. Przed snem siadam na chwilę na balkonie. Dzisiaj nie zapalam świec. Rozmyślam. Ogarnia mnie spokój. Po porannym smutku nie ma już śladu. Nie chce mi się płakać. Nauczyłam się, że negatywne emocje gromadzą się każdego dnia. Niewypuszczone tworzą w środku coś na kształt wulkanu, którego erupcja jest nieunikniona. Może nastąpić na zewnątrz i wtedy niszczy otaczających nas ludzi, związki, relacje. Może też wybuchnąć do wewnątrz niszcząc nas samych. Dlatego tak ważne jest regularne oczyszczanie się z nagromadzonej złości, frustracji, rozczarowań i strachu, bo tłumione latami prowadzą do chorób fizycznych, nerwic i depresji. Znalazłam sobie bezpieczne dla mnie miejsca i sposoby na oczyszczanie się ze złych złogów poprzez wysiłek fizyczny, płacz i medytację.
Zanim zasnę, przyglądam się mojemu synkowi. Przez chwilę myślę o tym co mogło się stać, ale szybko przeganiam te myśli. – Wyrwałam Cię tej suce po raz kolejny – uśmiecham się pod nosem. Jestem bardzo zmęczona, ale spokojna. Spokojna o Krystiana, o Adę, o moich kochanych, dorastających chłopaków i o siebie. Mam tak mały wpływ na to co się wokół mnie dzieje i tak wielki na to, jak z tym żyję.
• Jestem wdzięczna za to, że Bóg pozwolił mi dzisiaj po raz kolejny zatrzymać Krystiana przy sobie. Jutro rano skupię się na tej wdzięczności, będę wdzięczna nawet za te wszystkie poranne NIE.
• Jestem wdzięczna za mojego wydawcę i całą ekipę ludzi, którzy sprawili, że marzenie sprzed kilku lat dzisiaj zostało ostatecznie zrealizowane.
• Jestem wdzięczna za Adę i za te nasze masaże, które sprawiają, że wieczorne piekło zmieniło się w przyjemny rytuał.
• Jestem wdzięczna za Michała, który tak bardzo przez ostatni rok się zmienił, otworzył, urósł i złagodniał.
• Jestem wdzięczna za Aleksa, który jak nikt inny doprowadza mnie do szału, a potem rusza ratować siostrę i cała moja złość topnieje.
• Jestem wdzięczna za moje życie.
Uśmiecham się i zasypiam spokojnym snem.
A co z kotem nr 2 ?? :))
Wrócił:)
Czy kot nr 2 się odnalazł?
tak:)
Agata- czy ty pracujesz? W twojej relacji nie mogę się doszukać informacji o czasie na prace zarobkowa. Chyba, ze już żyjesz z tantiemow ze sprzedaży pierwszej książki. To wtedy oczywiście wszystko jasne. Ale tak poza tym to masz oczywiście z dzieciakami masę zajęć. Podziwiam i szanuje, tylko, ze wiele znas ogarnia i potomstwo i gospodarstwo i znika w biurze na wiele godzin. Podziwiam twoja umiejetność wyładowania emocji. Tez chciałabym się tego nauczyć. Niestety nie mogę sobie pozwolić na szlochy przed praca, bo po mnie bardzo widać i prowokuje to lawinę pytań: co jest ze mną nie w porządku. Szef wymaga 100% wydajności- cóż robić. Nie płacze przed praca. Po pracy zreszta tez słabo z odreagowywanie, bo samotnie wychowywane przeze mnie dziecię za bardzo przeżywa moje łzy.
Jakkolwiek twój dzień był pełen wrażeń, to dla mnie wyglądał raczej na dzień wolny od pracy. Pracy w sensie zarobkowym, bo broń Boże nie umniejszam ogromu wysiłku wychowania czwórki dzieci. Jeżeli jednak warunki finansowe pozwalają na poświęcenie całego czasu opiece nad dziećmi, to jest to jednak sytuacja pod pewnymi względami luksusowa. Zakładam, ze ten stan sobie wypracowałam prowadząc z sukcesami własna firmę, co oczywiście znowu jest godne podziwu.
Tak Asiu, pracuję. Czasami do 2:00 w nocy, czasem od 5 rano, a czasem i tak i tak. Nie mam pracy etatowej, więc nie muszę być w pracy od do tak jak Ty, co faktycznie z jednej strony ułatwia życie. Z drugiej zaś oznacza, że sama muszę być własnym wrednym szefem, który każe siedzieć po nocach, nawet jak się nosem podpieram. Wszystko ma swoje jasne i ciemne strony. Zawsze nam się wydaje, że ktoś inny jest po tej jaśniejszej niż my sami.