…bo pieprzyć o pierdołach można z każdym, a o rzeczach ważnych tylko z kimś bliskim. Jak się tego nie robi, to bliski staje się daleki, a potem znika.
Miałaś kryzys
Obojętnie jaki: w pracy, w związku, w życiu. Wszystko jedno. Pojawił się on. Najpierw wniósł dywan, potem zmienił koło w samochodzie. Zawsze uśmiechnięty, chętny i taki życzliwy. Nic za to nie chciał, żadnych podtekstów. Czysta życzliwość. Chodziłaś zdziwiona, że tacy ludzie jeszcze istnieją. Na początku rozmawialiście tylko o dywanie i pogodzie, ale z czasem miałaś coraz bardziej wytrzeszczone oczy na widok kolejnych sms’ów i rozmów pełnych mądrości życiowej, inteligentnych i dowcipnych. Nawet nie wiesz kiedy zaczęliście dzielić się nie tylko głupotami, ale tym co ważne, sprawami osobistymi i intymnymi. On dzwonił do Ciebie, gdy miał problem w pracy, a Ty szukałaś w nim oparcia nawet kiedy mały wymiotował całą noc. Dzieliłaś z nim swoje rozterki, nadzieje i rozczarowania. Czułaś oparcie, bo wystarczył jeden sms, jeden telefon, jeden dotyk, by całe zło tego świata nagle się rozpuściło, stało nieważne, problemy rozwiązywalne, a zły nastrój znikał bezpowrotnie.
Było cudnie
Uwierzyłaś w siebie, bo zawsze Ci się zdawało, że Ty tak nie potrafisz, że zawsze tak sama ze wszystkim, a tu nagle pojawił się ktoś z kim to takie łatwe, to “razem” właśnie. Nauczyłaś się mówić, bo nigdy nie umiałaś, może nawet dlatego poprzednie związki się rozpadały. Wolałaś przemilczeć niż narażać się na niezrozumienie, wyrzuty, kpinę, awanturę, czy zwykłą ignorancję. Nic nie mówiłaś, a teraz gadasz jak kataryna, bez oporów i ograniczeń. Czujesz zrozumienie, akceptację i przestrzeń. Masz prawo do złego nastroju, radości, błędów, wpadek i fochów. To takie nowe i piękne. Nigdy nie słyszysz złego słowa, nikt z Ciebie nie kpi i nie ignoruje Twoich potrzeb. Wystarczy, że powiesz, albo napiszesz i już czujesz się lepiej, bo wiesz, że nawet Twoje słabości i błędy są kochane.
To działa w dwie strony. Faceci zwykle nie dzielą się zbyt chętnie swoimi problemami. W końcu facet, to facet. Macho, skała, opoka, która nie ma problemów, nie upada, nie płacze. On sam jest w szoku, że nagle ktoś go rozumie, że nie kpi i nie wykorzystuje jego słabości przeciwko niemu. Jego łzy są odbierane jako siła, jego słabości, przekuwacie w małe zwycięstwa. Wystarczy powiedzieć, zadzwonić albo napisać.
Kochacie się
Pieprzycie, owszem, również o głupotach, ale dzielicie tę wyjątkową przestrzeń, której nie dzieli się z nikim innym, tylko z kimś kogo się kocha: intymność na każdym poziomie istnienia, nie tylko w łóżku. Chyba nawet po tym można poznać prawdziwą miłość. Jest sielsko, anielsko… I nagle czujesz, że coś się zmienia. Z początku wydaje Ci się, że Ci się wydaje. Że jesteś głupią histeryczką, która szuka dziury w całym, której zawsze mało i chce więcej od czegoś co już jest idealne. Ale jednak… Są wieczory, kiedy sms’y nie przychodzą, są takie, na które nie dostajesz odpowiedzi. Wasze rozmowy coraz częściej dotyczą pierdoł, organizacji, spraw technicznych. Kiedy, kto i jak: odwozi dzieci, kupuje tort urodzinowy, odbiera pranie i robi zakupy. Widzisz, że jest smutny, coś mu na duszy leży, niczym wczorajszy śledź na żołądku, ale nie dostajesz odpowiedzi. Pytasz, prosisz i płaczesz, ale nadal nic, tylko info, że on nie chce Ci zawracać głowy SWOIMI problemami. SWOIMI? Co to kurwa znaczy SWOIMI! A gdzie się podziało MY i NASZE?! Miotasz się i wściekasz, rzucasz i wracasz, trzaskasz drzwiami, piszesz kilometrowe maile i nagle słyszysz, że on nie chce Cię ranić, zawracać Ci głowy pierdołami, z którymi sam musi sobie poradzić.
Samotność w związku
Stajesz się uszczypliwa i kąśliwa. Przestajesz mówić o rzeczach ważnych, bo nie ma już na to przestrzeni. Ile razy można mówić i pisać nie otrzymując odpowiedzi. To już nie dialog, a wysyłanie kawałków siebie w próżnię. To już nie mnożenie dzieląc, a dzielenie się na dwoje i rozpadanie na milion kawałków za każdym razem, kiedy kolejna próba kończy się fiaskiem.
To już prosta droga w przepaść samotności, a nie ma nic gorszego niż samotność w związku. I nie ma znaczenia czy tylko się spotykacie, mieszkacie razem od roku, czy jesteście małżeństwem od 15 lat. Samotność u boku ukochanego boli podwójnie. Kiedy człowiek jest sam, to jest przynajmniej nadzieja. Gdy jest samotny z kimś, nadziei brak. Ale jest jedno proste ćwiczenie, które może tę nadzieję przywrócić. Każdego dnia usiądź z ukochaną osobą i powiedzcie sobie nawzajem po jednej rzeczy, za którą jesteście tej drugiej osobie wdzięczni i po jednej, o którą prosicie. Czasem to naprawdę trudne. Staram się to robić z moimi dziećmi i czasami to droga przez mękę, ale warto wprowadzić taki zwyczaj i trzymać się go kurczowo. Mieliśmy małą przerwę, ale dzisiaj już nie odpuszczę. Zatem od dzisiaj, wieczorem kolacja, ząbki, siusiu i “Dziękuję Ci kochany mężu, droga żono, najdroższa córeczko, ukochany synku za …… i proszę Cię o …….” Taka mała rzecz, a może zmienić wszystko.
Bo, brak komunikacji zabija związki i to zarówno te z partnerami, jak i z dziećmi. O pierdołach można pieprzyć z każdym, a o rzeczach ważnych, tylko z kimś bliskim, kochanym. Jak się tego nie robi, to bliski staje się daleki, a potem…znika.
Agata…a co ja mogę powiedzieć dziś mojej siostrze która pochowała wczoraj swojego ukochanego 40sto letniego męża…który zmarł nagle 1 listopada…który zostawił ją i jej dwoje małych dzieci…już nie zdąża sobie co wieczór mówić tego co czym piszesz …zabrakło tego im wcześniej za mało byli ze sobą tak na 100% a więcej się kłócili o dom o kasę o czas o dzieci które podrzucić ma dziecko na zajęcia a które odebrać ciągle walka o późne siedzenie w pracy…kochali się bardzo ale za rzadko sobie chyba już ostatnio mówili wiecznie byli w biegu i podenerwowani. wiecznie przytłoczeni obowiązkami dom praca itp.
co ja mam jej powiedzieć…jest jej tak bardzo źle…
ale może chociaż ja skorzystam i ze swoim mężem będę to praktykowała…;(
Powiedz je za co Ty jesteś jej wdzięczna, za co dziękujesz i o co prosisz. I tak codziennie, nawet smsem jeśli nie możesz osobiście.
W żałobie niewiele można powiedzieć, ale można po prostu być dla tej osoby wtedy kiedy Cię potrzebuje, czasem kompletnie nic nie mówiąc.
Żałoby nie da się ani skrócić, ani wyleczyć. Trzeba ją przeżyć krok po kroku, etap po etapie, a potem pozwolić odejść, ale na to potrzebny jest czas.
jestem przy niej dosłownie od 1 dnia śmierci szwagra…i powiedziałam jej że zawsze będę i powtarzam jej jaka jest wielka jaka jest dzielna
dziękuję Agata za to że odpisałas
Aniu,
Powtarzając jej, że jest wielka i dzielna nie dajesz jej przyzwolenia na to żeby była słaba. Żałoba potrzebuje również słabości. Odpuszczenia i przyzwolenia na słabość, łzy, nieradzenie sobie i rozpacz. Czasem trzeba nie być wielkim i dzielnym, odpuścić kontrolę i doświadczyć bólu do samego dna. Czasem dopiero wtedy można nabrać sił, ale i swobody. Naprawdę ciężko jest sprostać potrzebie bycia ciągle silnym. Podziękuj jej za coś drobnego, co jest tylko Wasze. Za to, że do Ciebie zadzwoniła, że obejrzała z Tobą film, za to, że z Tobą płakała i poproś o to, by nie starała się być dzielna, niech przynajmniej przy Tobie nie musi.
tak, tak wiem…przerabiałyśmy od 1 dnia różne etapy, płaczu, tęsknoty az po wściekłość i zal do meza…i mowie jej że ma do tego prawo i żeby przechodziła te etapy tak jak czuje…
To dokładnie moj zwiazek… I absolutnie wykorzystam Twoj sposob Agato. Moj partner dwa dni temu mial atak serca, operacje, teraz szpital, potem bedzie rehabilitacja, ma 39 lat i jest typowym facetem – o problemach sie nie gada bo po co siac negatywne emocje, o lękach tez nie, wiec bardzo szybko nasze zycie zaczelo sie opierac na pierdołach, bzdurach, rozmowach o gownie. Jestem zdeterminowana by to zmenic i bede o to walczyc i albo cos ruszy, albo ja rusze sie stad i bede samotna w samotnosci…
Żeby się zmienić, trzeba chcieć. Ty chcesz. Mam nadzieję, że choroba męża sprawi, że i mąż zechce. Tego Ci życzę. Powodzenia kochana<3
.” Na czym ta intymność polega? – Na tym, że dopuszczasz drugiego człowieka do najtrudniejszych w tobie rzeczy. Nie wstydzisz się być przy nim, kiedy nie jesteś w formie. Kiedy jesteś ‘nago psychicznie’. Kiedy jesteś gorszą wersją samego siebie, której się nikomu nie pokazuje. I masz kogoś, komu nie boisz się tego pokazać. Wiesz, że ta osoba tego nie obśmieje, nie wyszydzi, nie użyje przeciwko tobie. Jest w stanie być obok “… ( z netu)
Oczywiście gadać ,gadać i jeszcze raz rozmawiać…tak…kilka dni temu gdybym nie zareagował rozmową z synkiem ( ha ..synek 30 lat 😉 ) po jego karczemnej awanturze z mamuśką to nie wiem na jak długo straciłbym go z oczu. Słowo potrafi zabić ale i słowo potrafi ukoić! Warto rozmawiać i to jak najwięcej !Faceci też chcą się wygadać i potrzebują tego,niestety najczęściej czynią to w trakcie wódczanych ,męskich spotkań !Dlaczego? Myślę ,że kobiety coś na ten temat wiedzą… 😉
Dziękuję Zbyszku i widzę, że synek ma się od kogo uczyć rozmowy:)
Uwielbiam Panią….Bardzo mądra z Pani osoba, taka droga którą warto podążać.
Dziękuję:)