To pytanie z gatunku co było pierwsze: jajko, czy kura. Pamiętasz jak byłaś malutka? Ona zawsze płakała, bolał ją brzuszek, chorowała i jęczała. Cały świat, twój świat, kręcił się wokół niej, a ty dawałaś sobie radę. Nie raz słyszałaś jak cię za to chwalono przed babciami i ciociami, że taka samodzielna, taka dorosła, dojrzała, bezproblemowa, a tamta, Boże…i tu rozmowa skupiała się na niej. Byłaś z siebie dumna, a cichutko łkającą samotną Duszę sama dzielnie koiłaś do snu. Sama. Silna, dzielna, sama.
A może było na odwrót. To ty byłaś niańczona, głaskana i hołubiona. Płakałaś o byle co i świat padał ci do stóp, ale pewnego dnia coś się stało. Zostałaś sama. Mogłaś leżeć i jęczeć, skonać, zapić się i zaćpać, ale wybrałaś inną drogę. Wstałaś, otrzepałaś i ruszyłaś dalej. Sama. I każdego dnia stawałaś się coraz silniejsza i bardziej niezależna. Gdzieś tam postanowiłaś, że nie potrzebujesz, że sama dasz radę. I dawałaś i byłaś podziwiana i byłaś z siebie dumna. Dumna z siebie sama.
Kochanka idealna
Wyrozumiała, pełna empatii i niekończących się pokładów miłości. Kochasz do spodu, dajesz wszystko. Jesteś kochanką idealną. Nie narzekasz, wszystko rozumiesz. Rozumiesz nawet, że on ma żonę, więc nie może tak na każde zawołanie i kiedy byś chciała. Nic nie szkodzi, zawsze masz co robić, masz swoje życie, swoje pasje. Nie masz zwyczaju wisieć na kimś i żebrać o cokolwiek, więc tego nie robisz. Nie umiesz być bezradną cipką, więc jesteś zaradną bohaterką. Przypominasz mu o urodzinach dziecka i rozumiesz, gdy mylą mu się numery telefonu (twój i żony). W końcu wiedziałaś na co się decydujesz. Ty dajesz sobie w życiu radę sama, ona by sobie nie dała. Ona jest biedna, zraniona i bezradna. Płacze, kąsa, grozi że się zabije. Nawet jej współczujesz. Współczujesz jemu, bo taki biedny, dziobany z dwóch stron, więc nie dziobiesz. Czekasz. Czas mija, uroda też, a ty grzecznie czekasz. Robisz karierę, osiągasz sukcesy i czekasz. Sama. Gwoździe w domu też przybijasz sama, pod choinkę sama sobie kupiłaś wkrętarkę. Przyjmujesz kwiaty i prezenty, ale Gwiazdkę spędzasz gdzieś na plaży w ciepłych krajach. Sama. Wmawiasz sobie, że przecież tak lepiej. Czytasz, opalasz się i odpoczywasz. Uśmiechasz i spacerujesz. Masz znajomych, bo jesteś fajną babką. Towarzyska i otwarta, ale nie na jakieś związki, o nie, bo przecież w jednym już jesteś. Tylko co do cholery robisz na tej plaży 24 grudnia sama?!
Żona wymarzona
No dobrze, tamtego rzuciłaś w cholerę. Poznałaś nowego, pokochałaś, poślubiłaś! Nareszcie nie jesteś sama! Silna i w związku. I to nie byle jakim związku, bo małżeńskim! Ha, i czy ktoś mówił, że zawsze będziesz sama?! Dupki jedne! Jest super bosko, ale… To ty jesteś filarem tego małżeństwa, jego siłą i motorem. To ty wymyślasz, organizujesz i realizujesz. W sumie jemu to na rękę, a ty masz satysfakcję, bo potrzebujesz działać żeby żyć. Tworzycie parę idealną. Uzupełniacie się. Rodzicie dziecko, ty jesteś matką, on się wycofuje. Prosisz, ale on nie lubi, nie chce, nie umie, a poza tym kto zrobi to lepiej niż ty? No nikt! Więc robisz wszystko. Sama. Jesteś robokorpomatką. Jako mistrzyni organizacji ogarniasz pracę, rodzinę, dzieci, dom i męża, którego ciągle coś boli, ciągle jakiś niezadowolony, opryskliwy, a to przecież ty możesz mieć pretensje, bo to on nie pomaga. Proponujesz wspólny spacer z dziećmi, wyjście do kina, do zoo, ale on zajęty. Bierzesz dzieci i idziesz sama. Raz, drugi, trzeci. W końcu przestajesz pytać i dajesz radę sama. Nawet jak zaczynasz tracić siły, gdy zaczynasz chorować nikt ci nie wierzy. Jak to? Ty?! To niemożliwe, żart jakiś, jaja sobie robisz?! Liczyłaś na uznanie, wdzięczność i empatię. Wzbudzasz złość zamiast współczucia, wrogość zamiast empatii.
Matka Teresa niekoniecznie z Kalkuty
Możesz być z Katowic, Warszawy, Rzeszowa, czy Złotoryi. Kiedyś zbierałaś gołębie z połamanymi skrzydłami, potem facetów z połamanymi sercami. Leczyłaś miłością i skradzionymi z domowej apteczki bandażami. Ptaki i tak umierały, a wyleczeni faceci odfruwali. Dzieci! One zawsze są godne poświęcenia i nie odlecą, bo twoje. Przynajmniej przez 18 lat zostaną w gnieździe. Nie śpisz, nie jesz, jesteś silna i przedsiębiorcza. Obrabiasz, załatwiasz i dzielisz się na czworo. Rano rozwozisz, potem do pracy, o 12 wracasz, bo mała potrzebuje jeszcze cyca. Z powrotem do pracy, po małego, na zajęcia, w tym czasie zakupy, potem obiadek, wyklejanki, wycinanki, kąpiel i czytanki. Dzieci spać, ty do komputera. Buch na poduchę grubo po północy, a o szóstej kogut ze smartfona budzi cię, by rozpocząć kolejny dzień świstaka, bo taki sam był wczoraj i taki sam będzie jutro. W tym czasie on w pracy, a potem przed komputerem izoluje się od ciebie – kobiety herosa, co cały świat na plecach dźwiga. Ty masz żal do niego, że nie pomaga, a on do ciebie, że się poświęcasz i męczennicę z siebie robisz, ale żeby pomógł? Po co? Przecież dajesz radę. Sama. Cały ten świat na twoich plecach krzyżem się staje, ale mówili, że każdy ma swój krzyż do dźwigania, więc dźwigasz go z dumą i uśmiechem na twarzy. Uwielbiasz się poświęcać i wyjesz z rozpaczy, że nikt ci nie pomaga i że jesteś taka…o kurwa, znowu sama! Ale jak to, przecież w małżeństwie, ale jednak sama. A skoro i tak sama, to może już lepiej bez tego męża. W końcu jak sam, to sama.
Kochanka idealna
Wyrozumiała, pełna empatii i niekończących się pokładów miłości. Kochasz do spodu, dajesz wszystko. Jesteś kochanką idealną. Nie narzekasz, wszystko rozumiesz…
– Zaraz, zaraz, Agata, ale ja już to czytałam! Powtarzasz ten rozdział kropka w kropkę!
– To nie ja to ty…
– Co ty mówisz, przecież to ty piszesz.
– Nie, sama piszesz swoje życie.
– Tak, wiem, ale ja mam zawsze pecha do facetów! Zawsze sieroty jakieś spotykam. Biedne, bezdomne serca, poranione dusze, żonate ofiary swoich żon. Przytulam do serca, wpuszczam do łóżka i do swojego życia, a oni potem myk i tyle ich widzę, albo tak na tym moim sercu żerują, aż w końcu z bólem odcinam i zostaję znowu sama. Co ja źle w życiu robię?
– Twoja siła jest twoją największą słabością. Jesteś silna dla wszystkich naokoło, a kto jest silny dla ciebie? A, no tak, ty sama.
Czy widziałaś kiedyś księżniczkę, co swego rycerza na plecach nosi? Nie? To strzel sobie fotkę i przyjrzyj się dokładnie. Kiedy ostatni raz rozłożyłaś bezradnie ręce. Kiedy zapłakałaś i przyznałaś, że nie dasz rady? Kiedy położyłaś się plackiem na podłodze i oświadczyłaś, że dalej nie pójdziesz, bo nie masz sił? Kiedy ostatni raz pomyślałaś o sobie? Nie o nim, o niej, o dzieciach, rodzinie i koleżankach, tylko o sobie? Pamiętasz twoją siostrę, tę małą co zawsze płakała, a świat kręcił się wokół niej? Ona dzisiaj ma męża co jej rogaliki z kawką rano do łóżka przynosi. On dzieci w weekend na łódkę zabiera, żeby mogła odpocząć, nie wysprzątać dom i ugotować obiad na cały tydzień. Nie, bo ona nie sprząta i nie gotuje. Nie lubi, nie umie. Gotuje pani Lena, ale on dzieci bierze, żeby ona mogła odpocząć. Wiem, to dla ciebie trudne do pojęcia, bo niby od czego ona ma odpoczywać. Nigdy prawa jazdy nie zrobiła, więc dzieci on rano do szkoły wozi. Ona delikatna, alergiczka, miewa migreny i trudne dni. Nie trudzi się by je ukrywać, wręcz przeciwnie, swoje słabości nosi na wierzchu i to jest jej największą siłą. A ty tak umiesz? A nie, nie możesz, bo jesteś sama…
Strong alone
Czytam, słyszę i oglądam. Kobiety sukcesu, niezależne samodzielne, spełnione. Opowiadają o tym jak to nie potrzebują, bo dają radę same. Jak to nie będą poświęcać swojego ja, rezygnować z niczego, bo po co, kiedy są same ze sobą szczęśliwe. Może i tak. Ale człowiek potrzebuje drugiego człowieka do szczęścia. Szczęście w pojedynkę jest dosyć samotne. Nie ma go z kim dzielić, a szczęście podzielone z kimś mnoży się wielokroć. Nigdy nie byłam dobra z matematyki, więc nie wiem jak to działa, ale tak jest. Marzymy o tym by być czyjąś księżniczką, lecz gdy spotykamy prawdziwego samca, nie piździelca jakiegoś, ale takiego chłopa z krwi i kości, nie potrafimy okazać mu swoich słabości. Przyzwyczajone do samodzielności dalej łapiemy za młotek i wbijamy gwoździe. A on stoi bezradnie i czuje się niepotrzebny, zbędny, bo dla kogo ma być silny, o kogo dbać, kogo bronić przed dzikim zwierzem, komu mięcho na obiad zdobywać jeśli robisz to wszystko sama…
W końcu znika, a na jego miejscu pojawia się taki, co go te twoje gwoździe gówno obchodzą. Chwali twoje obiadki, uwielbia jak wokół niego skaczesz, wygodnie mu z twoją siłą. Mamisynek, co pępowinę z matki na żonę przełącza. Jesteś wyrozumiała, pełna empatii i niekończących się pokładów miłości. Kochasz do spodu, dajesz wszystko i płaczesz, że znowu ze wszystkim zostajesz sama…
Ada dobra rada
Ada nie ma jeszcze pięciu lat, a wokół niej zawsze wianuszek adoratorów. Gdziekolwiek pojedziemy, zawsze jakiś Antoś, Wiktor albo Jasiek zabawki za nią nosi. Patrzę na nią z podziwem i pytam:
– Ada, jak ty to robisz, że te chłopaki wszystko dla ciebie robią?
– Wiesz mamo, bo to trzeba trochę popłakać, a potem się uśmiechnąć.
– To ty mi teraz dziecko takie rzeczy mówisz?! Teraz?! Boże, gdybym ja to dwadzieścia lat temu wiedziała…
Uczę się:) Może nie jestem jakąś szczególnie bystrą uczennicą, ale mając taką nauczycielkę, jest jeszcze dla mnie nadzieja:) Dlatego piszę ten tekst, żebyś i ty z jej rad skorzystała, zanim zaczniesz stare rozdziały po raz kolejny przepisywać.
Szczęście w pojedynkę jest dość samotne… tak samo jak życie razem, a jednak osobno.. w światach równoległych..
Zatem: dużo szczęścia “nie samotnego”!
Agata jesteś wspaniałym człowiekiem!!!
To jest tak bardzo o mnie, że aż boli.
No,tak jakbym o sobie czytała!
Niesamowicie piszesz Agata, jakbyś siedziała w mojej głowie, aż chciałabym Cię poznać 🙂
cala ja… wszystko sama, sama najlepiej, najdokladniej, najszybciej w ogole naj… ale dzisiaj juz wiem, ze to sie da odczarowac jak sie pojawi taki “nie pizda” facet i z uporem maniaka bedzie ten mlotek z reki wyrywal. Wiec to cala ja bylam a teraz czasem leze na ziemi mowiac, ze nie dam rady ani kawalka dalej pojsc. Da sie. Na szczescie sie da 🙂
p.s. strasznie duzo radosci na tym Twoim blogu znajduje dla siebie! Milego weekend Agato 🙂
Bardzo dziękuję:) Uczę się ten młotek oddawać, uczę. Nawet czasem się rozpłaszczam i marudzę, że nie dam rady:) Masz rację, że to od faceta zależy, bo prawdziwy facet nie pozwoli, by ukochana kobieta robiła wszystko sama:)
No kurna , cała prawda. Dobrze że dzieci cwańsze od nas i popłakać umieją…
Tylko nie wiem jak to z tym mnożeniem rozmnożeniem…bo te dwie połówki pomnożone to tylko ćwiartkę dadzą ..cieszyć się z mniejszego…bo mniejsze zło …czy małe dobro ?
Kurde, to też jest o mnie. Zawsze mówię że już nie daje rady a pomimo tego zakasam rękawy i zasuwm dalej sama ze wszystkim. Pozdrawiam Cię Agatko.