“Męczy mnie Twój artykuł Wyprawa do wnętrza siebie. Jest super egoistyczny i nie pozostawia miejsca na związek partnerski. Pozostawia tylko miejsce na JA i to co JA chcę? A co jak 2 osoby chcą coś innego? Np ławkę w innym miejscu, albo cokolwiek? To wtedy co?”
Człowiek jest jak drzewo. Drzewo traci liście i nadal jest drzewem. Więcej, traci je tylko po to, by na wiosnę wypuścić nowe, świeże, zielone, pachnące i pełne życia. Wtedy drzewo rośnie. Utrata liści nie zabija drzewa. Ona je wzmacnia, robi miejsce na wzrost. Drzewo może stracić gałęzie. Niektóre nawet przycina się celowo, by nadać mu lepszy kształt, by było zdrowsze i lepiej rosło. W tym przypadku utrata również stymuluje wzrost. Jeśli jednak przegniemy i będziemy gałęzie podcinać zbyt często i zbyt wiele jednocześnie, to drzewo zacznie usychać i umrze…
Dosyć pieprzenia o drzewach. Wyjaśnię łopatologicznie. Tym razem piszę na zamówienie autora powyższego cytatu:)
Związek idealny to związek partnerski. Związek partnerski, to taki, w którym obie strony dominują naprzemiennie. Dominacja naprzemienna, to taka gdzie raz jedna, raz druga strona z czegoś rezygnuje, by ta druga mogła wzrosnąć. Wtedy oba drzewka rosną sobie razem i żadne z nich, w żadnym momencie nie zaczyna przysłaniać słońca temu drugiemu… (Co ja mam z tymi drzewami?)
Wracając do ludzi. Jest sobie on i ona, albo ona i ona, albo on i on, albo…wszystko jedno, bo to nie koniecznie o związki damsko-męskie, czy romantyczne chodzi, tylko o wszystkie związki międzyludzkie. Każdy uczestnik takiego tanga ma swoje lęki, swoje ambicje, swoje wzorce i doświadczenia, które go ukształtowały. Każdy ma swój niepowtarzalny charakter i osobowość. Jeżeli trafią się dwa osobniki chore, czyli np po ciężkich przejściach, nieprzerobionych doświadczeniach, ścigane przez demony przeszłości, wiernie aczkolwiek nieświadomie drepczące po cudzych ścieżkach, to stworzą związek równie chory jak oni sami.
Matka, która poświęci całe swoje życie dla dziecka, nie doje, nie dośpi, nie spotka się z koleżanką, nie zadba o siebie. Włosy podetnie jej sąsiadka, a kosmetyczkę zamieni na zajęcia dodatkowe dla dzieci. Z pięknej, tryskającej energią kobiety, zrobi z siebie zmęczoną, utyskującą, nieszczęśliwą matkę z przetłuszczonymi włosami. Pewnie jej mama i babcia też takie były. Ona będzie dawcą, a dzieci będą biorcami. Małymi pijaweczkami, które będą wysysały energię życiową, a jak z małych larwek przeistoczą się w egoistyczne motylki, to bez żalu porzucą swoją żywicielkę i polecą w świat szukać sobie nowej w postaci żony lub męża. Taki związek matka-dziecko jest chory. Zdrowy jest wtedy kiedy matka uczy dziecko od samego początku, że i ona ma potrzeby. Ona też chce mieć czas dla siebie, ona także jest ważna, ba, może nawet najważniejsza… Jednocześnie czasem czegoś nie wie, nie jest ideałem i nie ma recepty na wszystko. Ale żeby przyznać się do czegoś takiego przed własnym dzieckiem, trzeba mieć bardzo stabilne poczucie własnej wartości i duże pokłady miłości własnej.
Za mało o związkach romantycznych? OK. Jest sobie pan i pani. Ona wstaje o świcie robi kanapki rezygnując ze snu. On wcina je z uśmiechem w pracy i wieczorem zostaje z dziećmi, by ona mogła iść na co? Na jogę oczywiście:-) To jest związek partnerski. Jeśli jednak ona wstaje pierwsza by zrobić kanapki, leci z dzieciakami do szkoły i przedszkola, do pracy, na zakupy, po dzieci, do logopedy, zrobić obiad, a na koniec usłyszy, że zupa była za słona, a potem już tylko trzaśnięcie drzwiami, za którymi przesolony partner odreaguje swój stres przed komputerem…to jest źle, baaardzo źle.
Ale żeby nie było, że jestem feministką, to proszę bardzo, scenariusz odwrotny. On wstaje o świcie, pędzi do pracy. Koło południa przełknie pierwszą kawę, wracając odbierze pranie z pralni, bo żona się nie wyrobiła, zmieni opony w jej i swoim samochodzie, a na koniec wykąpie dziecko i utuli je do snu podczas gdy ona po raz czwarty w tym tygodniu przemalowuje paznokcie. Kiełbaskę kupioną po drodze w sklepie osiedlowym odsmaży sobie ok 22, a na koniec dostanie OPR, że jak zwykle za późno wraca do domu i przydałby się remont łazienki. No i gdzie ta kasa, skoro tyle czasu spędza w pracy. Taki związek też jest zły. Baaaardzo zły.
Tu docieramy do egoizmu, o którym mowa w początkowym cytacie. Otóż egoizm w umiarkowanej dawce jest bardzo zdrowy. Uczy towarzyszy naszego życia, że jesteśmy ważni i trzeba nas szanować. Przedawkowany to egocentryzm prowadzący do despotyzmu. Jego brak prowadzi prostą drogą do bycia ofiarą.
Jak to uzdrowić? Jak pokochać siebie, jak być zdrowym egoistą? Wyprawa do wnętrza siebie powinna załatwić sprawę. Wydaje się proste, ale to najtrudniejsza wycieczka w całym życiu. Czyjeś demony można wyśmiać, zbagatelizować, umniejszyć, ew znaleźć na nie logiczne rozwiązanie i niezawodny lek. Gdy spotykamy własne… Boże, trzymaj za rękę tych, co się odważą spojrzeć im w oczy… Nagle okaże się, że nie jesteś taki jak przez całe życie sądziłeś. Zmierzysz się ze wszystkimi swoimi lękami, ambicjami i wartościami. Wylejesz potoki łez i poczujesz się bardziej samotny niż kiedykolwiek. A potem przyjdzie cisza, spokój, akceptacja i odprężenie…Nic nie będzie już straszne, bo najgorsze zostawiłeś właśnie za sobą.
Jeśli zrobicie to oboje, to zamiast walczyć o ławkę, usiądziecie na niej, spleciecie dłonie i jej położenie nie będzie miało żadnego znaczenia. Wędrująca ławka, to symbol walki o władzę. Jeśli zostanie tam gdzie była, to ona wygrała, jeśli zostanie w nowym miejscu, to wygrał on. Związek między dwojgiem zdrowych ludzi nie jest żadną grą. W nim nie ma żadnej ławki! Każdy ma swój kawałek przestrzeni i jest przestrzeń wspólna. W związkach chorych albo brak wspólnej przestrzeni, albo wszystkie przestrzenie są wspólne i każdy stara się zostawić swój ślad w każdym miejscu. To jak obsikiwanie terenu przez psa. Ja tu nasikałam = mój kawałek trawnika (ławka w lewo). Nie, to mój kawałek podłogi, moje siki (ławka w prawo)…i tak bez końca.
Prawdziwy zdrowy związek to taki, gdzie poświęcanie kawałka siebie dla drugiej osoby jest jak zrzucanie liści z drzewa przed kolejnym wzrostem. Dodaje, a nie ujmuje. Można wstawać o 5 rano i robić ukochanej osobie kanapki. Ładować między dwie pajdy chleba miłość, szacunek, oddanie i kawałek siebie… Wdzięczność i miłość w oczach drugiej osoby wystarczą, by pomimo zmęczenia i braku snu drzewo wzrosło. Jednak w chwili, gdy te kanapki stają się obowiązkiem, a dzień, w którym nie ma siły by je zrobić okraszony jest dąsami, wyrzutami i fochami drugiej osoby, to jest to pierwszy dzień kiedy przycinanie gałęzi staje się podcinaniem skrzydeł, kiedy drzewo zaczyna usychać, starzeć się i umierać.
Ale jest nadzieja. Jest słońce, jest światełko w tunelu. Jeśli obie strony odbędą tę podróż. Tak, samotnie. Tak, w pojedynkę. Jeśli obie staną się małymi egoistami, pełnymi miłości własnej i poczucia własnej wartości, to może zdarzyć się cud. Obie istoty mogą się w sobie na nowo zakochać, bez potrzeby manipulowania, dominowania, naprawiania, pomagania, nagradzania, czy oddawania czegokolwiek. Dwie zdrowe, dorodne, piękne istoty, które będą jak dwa rosnące obok siebie drzewa, których gałązki z wiekiem splatają się coraz bardziej…
Jakie to romantyczne…
PS Nie, nie obędzie się bez kłótni, przepychanek i kryzysów. Będą, ale nie zachwieją one niczyją wartością, ani miłością. Będą kolejnym etapem wzrostu, problemem do rozwiązania, a nie zamachem na czyjąś niezależność, czy tożsamość.
Lepiej nie umiem tego wyjaśnić. Zrobiłam co w mojej mocy. Ucałowania dla autora cytatu:-)
Wyprawa do wnętrza siebie – jedyna podróż, którą trzeba odbyć samemu
Zaskakuje mnie tak mała ilość komentarzy do tak dobrego, budującego tekstu. Nie mogę się Pani naczytać. Dzięki Pani wypowiedziom, nabieram wiedzy. Tej życiowej. W którą stronę chciałabym i warto podążać, czego unikać, na co zwracać uwagę i czego nie przegapić. Jak cieszyć się życiem, sobą, partnerem. Jeszcze nie umiem 😉 ale chcę umieć! Pozdrawiam serdecznie i bardzo Pani dziękuję za wpisy. Życzę wszystkiego najpiękniejszego!
Dobrze ujęłaś sedno, bardzo szerokiego tematu 🙂