Wszystko przez Ciebie Tato!

Mój tata nie był ideałem, taki pewnie nie istnieje, ale jestem pewna, że znalazłoby się kilku, którzy w rankingu wypadliby lepiej. Idąc zgodnie z panującymi trendami (Aniu, nie czytaj), mój tata miał faktycznie katastroficzny wpływ na moje związki. Niezręcznie mi o tym pisać, więc zamiast pisać o tym co złego robił, skupię się na tym czego nie robił.

Mój tata nigdy nie pił!

Nigdy! Nigdy w życiu nie widziałam go pijanego! To odcisnęło głębokie piętno na mojej psychice – niestety nie toleruję alkoholu u moich partnerów. Kieliszek wina przy obiedzie z przyjemnością wysączę w towarzystwie jakiegoś przystojniaka, ale żeby tak chlać wódę?! Fuj, nie, nie trawię, ani wódki, ani tych co się w objęcia owej gorzałki regularnie rzucają. Kiedyś zastanawiałam się, czy to może ja mam jakiś problem. No bo przecież wszyscy w Polsce piją. Przez lata próbowałam przesunąć granice mojej tolerancji na pijacki bełkot, czy to wypowiedziany, czy wyesemesowany, ale zawsze kończy się tym samym. No po prostu nie. Kiedyś i ja niczym Bridget Jones lubiłam winem się raczyć ponad stan przyzwoitości (cholera, czy ja lubiłam, czy musiałam się znieczulić, bo życie było nie do strawienia), ale od paru lat szkoda mi życia nawet nie na samo picie, ale na ten zmarnowany dzień po. Cały dzień w plecy! Dzień z bólem głowy, sraczką, mdłościami, musującym żołądkiem…I kiedy wy odsypiacie kaca do południa, a resztę dnia spędzacie w wannie z zimną wodą, ja wstaję o 5 rano i cieszę się promieniami wschodzącego słońca. I tak się zastanawiam ile nienawiści do życia i do samego siebie trzeba mieć, by się na coś takiego regularnie skazywać. No więc picie odpada. Żadne chrzciny, narodziny, śluby czy stypy nie będą tu wystarczającym alibi, by się schlać. To niestety dyskwalifikuje w moich oczach jakieś 90% męskiej populacji w naszym kraju.

Mój tata niestety nigdy nie bił mojej mamy, ani mnie

No może raz trzepnął mnie w bańkę jak doprowadziłam go do stanu przedzawałowego swoją nastoletnią arogancją. Tak więc niestety trzaskania po gębie, ani po innych częściach ciała nie toleruję. Mogę się zgodzić na klapsa od czasu do czasu, ale to zupełnie inna bajka… Wracając więc do prania po pysku – stanowcze NIE! Tym samym zdyskwalifikowałam właśnie połowę tych niepijących, bo niektórzy nie piją, ale jednak biją. Przynajmniej jak baba zasłuży, a to jednak dość subiektywne kryterium.

Mój tata nigdy nie przynosił mojej mamie kwiatów na przeprosiny. On je przynosił zawsze!

U nas w domu zawsze, podkreślam, ZAWSZE stały kwiaty, które tata przyniósł mojej mamie. A od czasu kiedy odrosłam od ziemi, to i mnie. Dla mamy był duży bukiet, dla mnie mały. Dostawałam od taty fiołki, szafirki i mój ukochany groszek pachnący. To przez tatę jestem totalną fetyszystką jeśli chodzi o kwiaty, a do tej pory tych co by mnie nimi obsypywali poznałam…zero! Ani jednego! Przepraszam, jestem niesprawiedliwa! Dostawałam kwiaty: na walentynki, urodziny i na przeprosiny. Tych ostatnich niestety najwięcej. Chociaż nie, kiedyś miałam takiego adoratora, co mi przysyłał po 50 purpurowych róż na raz. Musiałam je trzymać w wiadrze na śmieci, bo niestety ów adorator dostarczał kwiaty bez wazonu, a ja miałam w prawdzie trochę szkła, ale bardziej takiego by wsadzić weń bukiet tulipanów niż metrowej długości kolczaste rózgi zakończone kwiatem wielkości grapefruita. Może bym się zastanowiła nad nabyciem kryształu stosownych rozmiarów, gdyby nie drobny szczegół: ów adorator miał żonę.

Nie trawię żon i pewnie z wzajemnością

I tym sposobem z gracją baletnicy przeszłam do ostatniej rzeczy, której u panów nie toleruję, czyli żon. Żony muszą mi to stwierdzenie wybaczyć. Chciałam użyć słowa obrączek, ale wielu ich nie nosi, albo nosi, ale jakoś tak inaczej, że mało widać (uczulenie, palca zgrubienie, bla bla bla). Tak więc żony też odpadają. I tu mój biedny tata nie ma z tym nic wspólnego, bo on przecież jednak żonę miał. A ja tu nagle i bez żadnego uzasadnienia wyskakuję z awersją do żon. Przepraszam tak jakoś mam, nic nie poradzę. Próbowałam, nie smakowało mi. Dziękuję.

Tym ostatnim wyeliminowałam pozostałe 2% męskiej populacji, bo jeśli już któryś nie pije, nie bije i przynosi kwiaty, to z całą pewnością jest żonaty!

FullSizeRender3_web

Życie, to ponoć sztuka kompromisu

Może więc i ja powinnam z czegoś zrezygnować. Zastanawiałam się nad tym, który z powyższych punktów mogłabym jakoś pominąć, zaakceptować, olać, przemilczeć i nadal być szczęśliwa.

Wóda

Wyobrażam sobie mojego ukochanego co to wracając z wódeczki u koleżki kroczy chwiejnym krokiem przez dziedziniec mojego osiedla. Może nawet roześmiany i rozśpiewany, bo przecież wcale nie musi mieć złego charakteru, może upijać się na wesoło. No więc kroczy tak sobie zakropionym krokiem, podświetlony romantycznym oświetleniem mojego osiedla. Kiedyś ja na takich patrzyłam przez okno i wiedziałam dokładnie, do której klatki zmierzają, w którym oknie zaraz zapali się światło. I może wcale nie tłucze żony i dzieci jak wraca. Może jest takim słodziakiem do rany przyłóż. Może nawet milszy i bardziej wylewny niż na trzeźwo. To może takiego bym wzięła?! Tylko, że na poranny seks już bym raczej liczyć nie mogła. Młodego na barana już by do zoo z rana nie poniósł. Więcej, nasza (rodziny mojej) opoka i oparcie, przewodnik stada naszego, nigdzie by nam przez cały kolejny dzień przewodzić nie mógł. Na niedzielnego grilla do rodziny bym jechała sama, zmyślając po drodze historyjkę o grypie żołądkowej. Nie, grypa żołądkowa odpada, bo to zakaźne, to może jakieś zatrucie żurkiem u teściowej. Żadnych wspólnych spacerów, żadnych zabaw z dziećmi, żadnego wyjścia do kina. Dupa. Ja sama z dziećmi, a zwłoki w domu. Leży i cierpi. I ja bym mu wtedy orkiestrę dętą w nagrodę zamówiła, bo złośliwa ze mnie zołza. No to jednak nie, wóda odpada.

Bicie

Może gdyby tak niezbyt często… Tak bronił się mąż koleżanki w sądzie, że przecież bił ją sporadycznie, tak może raz na kwartał, więc ona przesadza z tym oprawcą. A że małżeństwem byli kilkanaście lat, to się uzbierało tego jakieś 52 pobicia… Nie, to jednak dyskretnie (żeby nie oberwać) dziękuję. Ok, a gdyby tak lekko, bez złamań i trwałych śladów na ciele. No wiecie, coś w rodzaju: “Gdzie byłaś tyle czasu?! Miałaś być w domu o ósmej!” I tu chlast po twarzy, ale z otwartej. Ciarki właśnie przeszły mi po plecach i to naprawdę nic wspólnego z podnieceniem nie miało. Tata łapy na nikogo nie podnosił, ani otwartej, ani zamkniętej, zatem każdemu przejawowi agresji stanowcze NIE.

Żona

No to skoro wszyscy przyzwoici są żonaci, to może jednak chociaż ta żona jakoś przejdzie. W końcu sama zeznałam, że tata żonę miał. No niby tak. Spędzał z nią święta, woził na wakacje… Gdyby więc miał kochankę, to by bidula musiała zadowolić się szybkim numerkiem między codziennymi zajęciami. Święta spędzała pewnie w towarzystwie własnej osoby, czyli w niewielkim i dobrze sobie znanym gronie, a na wakacje wyjeżdżała z dziećmi (jeśli miała). Może to nie takie złe. W końcu chwalę się tym, że siebie lubię, więc spędzanie czasu we własnym towarzystwie może być przyjemne, a przy odrobinie fantazji nawet satysfakcjonujące. Tylko co z tym mnożeniem dzieląc... Cholera, nie! Żonatym mówię nie.

Kwiaty

Zostały więc kwiaty. Żeby nie było, że taka bezkompromisowa jestem. Niech już będzie, z kwiatów mogę ostatecznie zrezygnować. Albo raczej wymienić. Mogę wymienić stałą obecność kwiatów w domu na stałą obecność w życiu dzieci. Codzienne zabawy z dziećmi, noszenie na barana, wspólne zbijanie karmnika dla ptaków, mycie auta i grę w piłkę. A jak dzieci będą szczęśliwe, to one mi te kwiaty i tak przyniosą. Już przynoszą. Bukiet mleczy, jaskrów abo chabrów, a takie są najładniejsze.

Tu się zatrzymałam, cofnęłam i przeczytałam raz jeszcze. A potem parsknęłam śmiechem, bo wyszedł z tego prawdziwy wybryk natury, czyli taki co nie pije, nie bije, nie ma żony i kocha dzieci… No i widzisz tato co mi zrobiłeś!

FullSizeRender6_web

 

 

17 thoughts on “Wszystko przez Ciebie Tato!

    1. Śmierć jest jakimś rozwiązaniem, tylko że nie daje już szansy na zmianę. Tak długo jak żyjesz, Twoje życie może się zmienić. Próbuj, szukaj. Jak się zmęczysz, odpocznij, a potem zacznij od nowa. Uwierz mi, warto. Jeśli masz myśli samobójcze koniecznie idź do psychiatry. W takim wypadku pewnie konieczne będą leki, przynajmniej do chwili kiedy Twój stan się ustabilizuję i odzyskasz siły i chęci by ruszać dalej. Kroczek po kroczku, maleńkimi kroczkami.

  1. Jeśli chodzi o picie to wszystko przez kobiety. Sa takie za które chce się wypić. I takie z którymi się chce napić. A są i też takie przez które się pije.
    Może twój tatuś po prostu nie miał kobiety. Bo mieć żonę czy dzieci nie znaczy wcale że się ma kobietę.

  2. Świetny wpis ! och faktycznie jakże ciężko dzisiaj o *ideal” – moj nie pije ,ręki by na mnie nie podniósł ,kocha dzieci i spędza z Nimi czas (warto tutaj dodać że mamy dwoje z mojego poprzedniego związku i trzecie wspólne )kwiaty przynosi tylko na urodziny albo walentynki ale mówi się trudno nie można mieć wszystkiego :p
    Dla równowagi z eksem przeszlam swoje ..wiec to chyba moja rekompensata 😉

    pozdrawiam serdecznie Agata :*

  3. No to mi trafił się właśnie taki rodzynek, nie pije , nie bije , kwiaty czsem przyniesie, na spacer zabierze, o książkach, filmach , muzyce i sztuce pogada, a córkę wręcz ubustwia. Niestety czasem zapominam , że mam taki skarb , jednak zaraz sobie przypominam gdy widzę jak znajomi traktują swoje żony ,jak moje koleżanki są poniżane i to publicznie przez swoich partnerów i się na to godzą.Przykro na to patrzeć.

  4. A co gdy znajduje się takiego co nie pije, nie bije, nawet coś ugotuje i posprząta, kocha córkę ponad wszystko i spędza z nią każdą wolną chwilę, kwiaty też czasami przyniesie i był moim osobistym mężem…. ideał po prostu…. tylko nasze rozmowy wyglądały, jeśli w ogóle były “cześć, jak Ci minął dzień? ” “fajnie” “no to fajnie” koniec. Może jestem głupia, wybredna, co słyszałam, “co Ty robisz, czego ty chcesz, przecież nie pije, nie bije, dobrze zarabia, macie duże, piękne mieszkanie”. Tylko ja chciałam miłości, może aż miłości i to był mój problem. Po wielu próbach mówienia sobie, że tak ma być (13 lat małżeństwa) rozwiodłam się.

  5. Twoich wpisów ciężko nie czytać;)))
    Droga Agato, skąd pomysł, że to Twój tato miał ,,coś wspólnego” z wizją idealnego faceta? Może to nie tata namieszał w tym ideale? Po drodze napotkałaś wielu mężczyzn-wujków, kuzynów, kolegów, nauczycieli, partnerów, sąsiadów, lekarzy itp. Każdy ważniejszy z nich zostawił po sobie jakąś cegiełkę, a z tych cegiełek powstał wielki budynek o nazwie ,,ideał faceta”. Budynek nie istnieje i istnieć nie będzie, ale znając jego projekt można łatwo odnaleźć podobny budynek-równie fajny jak tamten, ale inny. Z innym dachem, czasem innym kolorem ścian lub większym ogrodem. To czy zamieszkasz w istniejącym budynku, który różni się od projektu zależy od Ciebie.Tylko pamiętaj-masz dożywotni zakaz przerabiania istniejących budynków do wyobrażonego projektu! To zawsze kończy się zawaleniem i bezdomnością:)

    1. Aniu, Widzę, że zaczyna tu powstawać coś pięknego i spontanicznego: ja trochę prowokuję, rzucam temat, Ty profesjonalnie komentujesz. Mamy tu taką terapię na żywo. Naprawdę mi się podoba. Dziękuję!
      A co do mojego taty, to tak jak napisałam, ideałem nie był. Ja wizji idealnego faceta też jakoś nie mam. Po prostu muszę się przy nim czuć dobrze i bezpiecznie. Jeśli mnie coś uwiera, przyglądam się, szukam źródła, definiuję, eliminuję lub z tym współpracuję pod warunkiem, że nie czuję się zmuszona do rezygnowania z jakiejś części mnie, która jest dla mnie ważna. Twoja wizualizacja budynkowa mnie zafascynowała. Przemyślę:)

      1. trochę chciałam powalczyć ze stereotypem ,,obwiniania za wszystko” rodziców w terapii, byli jacy byli i nie byli jacy nie byli-tyle ile mogli nam dali – więcej wzięliśmy dla siebie od innych, a pozostałe stworzyliśmy sami
        jeżeli mamy szukać winowajcy naszych wyborów to go nie znajdziemy, bo go nie ma
        jak dla mnie ideał musi mieć brodę 🙂

        1. Ja przeszłam już przez wszystko. Od obwiniania, poprzez negowanie, po w miarę obiektywne stwierdzanie faktów i obranie własnej drogi. Dzięki temu moje kontakty z rodzicami są o wiele lepsze niż kiedyś. Sama nie lubię stereotypu: wszystko wina moich rodziców i to staram się też w moich postach przekazać. Jestem jednak pewna, że jest im miło kiedy wiedzę, że przekazali nam jednak coś dobrego:) Trzeba brać odpowiedzialność za swoje życie i określić czego się chce, a to chcenie to taki kolaż tego co doświadczaliśmy i naszych własnych marzeń i wyobraźni. Jednak świat postrzegamy przez pewne, bardzo subiektywne okulary i na to jak go postrzegamy wzorce z dzieciństwa miały wpływ, ale miał też wychowawca, ciocia, kuzyn. To wszystko tworzy nasz “neuroimaginowany świat” jak go określa Lee Lipsenthal w książce “Ciesz się każdą chwilą, każdą kanapką”. Ja np do wychowania dzieci podchodzę zupełni inaczej niż moja mama. Zawsze podkreślam też, że nasi rodzice żyli w innych czasach. Wtedy panowały inne normy, inne ideały, inne możliwości. We wpisie “Bo ja jestem buntowniczką” wyraźnie to podkreślałam. Faktem natomiast jest, że nie lubię pijanych facetów, bo mój tata faktycznie był takim dziwakiem co nie pił, nawet na zakrapianych przyjęciach, nawet na polowaniach, na które kiedyś jeździł, a tam przecież gorzałka lała się strumieniami. Widziałam kontrast pomiędzy nim i innymi mężczyznami i spodobała mi się postawa taty. Nie był to świadomy wybór. Po prostu innych zachowań się bałam i nie lubię ich do tej pory, bo są mi kompletnie obce i nie mam ochoty się do nich przyzwyczajać. Przez lata jednak obserwowałam i doświadczałam innych ludzi, związków, nie koniecznie moich własnych i mój ideał musi naprawdę kochać dzieci, bawić się z nimi, jeździć na rowerze i wszystkie takie tam. Mój tata tego nigdy nie robił, ex również, a to są zachowania, które od dłuższego czasu przyciągają moją uwagę. Uwielbiam patrzeć na panów na moim osiedlu, którzy wieczorami tłumnie wylegają na osiedlowy plac zabaw ze swoimi pociechami. Pod wieczór są praktycznie sami faceci z dziećmi. Piękne!
          PS Mój ideał to piękna klata, do której można się przytulić;)

          1. Dobrze, że wspominasz o tym, co dobrego rodzice nam dali, ponieważ zwykle te dobre rzeczy są oczywiste, a więc niewidzialne.
            Usłyszałam kiedyś jedno zdanie, które pozostało w mojej pamięci: ,,dopiero kiedy została matką, zrozumiałam co to znaczy być córką” i mam wrażenie, że po tym, jak sami zostajemy rodzicami jesteśmy bardziej skłonni zrozumieć swoich rodziców.

  6. takie proste a takie trudne rzeczy. tylko, że to co piszesz to zewnętrzne symptomy, takie najpopularniejsze i o ile łatwo je wypunktować, to idę o zakład, że to nie o nie w związku chodzi.
    nie mi…

    1. Masz rację, związek to otwartość, miłość, akceptacja, ale nie chodzi tu o popularne slogany. Każda osoba w związku powinna czuć się kochana, akceptowana, wspierana i zaopiekowana. Wtedy różne życiowe wpadki można RAZEM przepracować. Najgorsze chyba ze wszystkiego jest izolowanie się w związku. Ludzie budują między sobą mury, które potem ciężko pokonać.

      1. Większości ze wspomnianych przez Ciebie murów nie da się później pokonać… W żaden sposób: ani rozmową, ani próbami “rozejmów”, ani terapią…

        Związek to obustronna akceptacja, chęć współpracy, wzajemny szacunek. Owszem – są to slogany, pojęcia ogólnie wszystkim znane ale nie wszyscy potrafią zastosować i użyć w praktyce.
        Podobnie jak Ty wyeliminowałam zdecydowaną większość mężczyzn nie tylko deklarując ale również wprowadzając w czyn swoje zamiary. Jak postanowiłam – tak zrobiłam, zostałam sama. To znaczy z synem. Oj wielu się chciało doczepić, przyczepić, przyssać itp. Nie i już! Nie chciałam. Chciałam być sama, żeby nie było jak w Twoich punkatach, no i żebym nie musiała słuchać: bo ty….(znaczy, że ja coś źle niby robię).
        Dzisiaj jest inaczej. Jestem z Kimś – jak go określiłaś – kto jest “wybrykiem natury”: nie pije, nie bije, nie ma żony, kocha dzieci i…. mnie.

        Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.